sobota, 30 stycznia 2016

TOM I: część druga



z perspektywy Emily 

 Wstałam z obłożonej wykładziną podłogi, patrząc na dwójkę nastolatków, która w dalszym ciągu turlała się po pokoju. Uśmiechnęłam się sama do siebie, przypatrując się jak doskonale toną w zabawie.
 Odwróciłam się do reszty towarzystwa, które zawzięcie o czymś gaworzyło. Stanęłam obok blondynki, przysłuchując się rozmowie, do której po chwili dołączyli pozostali chłopcy.

- Może byś tak nas przedstawiła koleżance. - zagadnął szatyn. - Louis. - powiedział, całując moją dłoń. Myślałam, że pęknę ze śmiechu, lecz chyba nie wypadało mi tego robić.
 - Dobrze. - przytaknęła, szeroko uśmiechając się do chłopaka. - To jest...
 - Emily - podpowiedziałam jej szeptem, przerywając jej zakłopotanie.
 - To jest Emily. - wskazała na mnie prawą dłonią, powtarzając po mnie. - A to Louis, Liam, Harry, Niall i Zayn. - powiedziała w szeregu, jak stali. No dobra. Louis, Liam, Harry, Niall i Zayn, chyba nie będzie trudne, co Emily? przeszło mi przez myśl. Westchnęłam ciężko, powtarzając w myślach pięć różniastych imion.
 Pozostała czwórka zaczęła miło witać mnie w towarzystwie. Ze stresu oblizałam zaschnięte wargi, na których przez suchość pojawiło się parę cienkich ran, szczypiących moje wargi niezmiernie.
 Jeszcze raz zlustrowałam wszystkich przyjacielskim wzrokiem, wystawiając na zewnątrz najpiękniejszy uśmiech jaki zrobić potrafiłam. Zerknęłam na obdrapany lakier, znajdujący się na obgryzionych paznokciach. Boże, muszę coś z tym zrobić pomyślałam Wyglądam z takimi paznokciami, jak idiotka.
Pozostali rozmawiali dalej, nie przejmując się moim brakiem udziału w dyskusji. Znudzona, przewróciłam teatralnie oczami, tak że inni tego nie widzieli. Poczułam na swojej twarzy pojedynczy wzrok. Podniosłam głowę i ujrzałam chłopaka z burzą ślicznych loków na głowie, uśmiechającego się w moją stronę. Odwzajemniłam gest, po czym puściłam mu oko, a ten powrócił do rozmowy.
 Sama również postanowiłam dołączyć się do pogawędki. Dyskretnie podeszłam krok bliżej, by móc lepiej słyszeć o czym mówią, lecz nagle mój telefon zaczął przeraźliwie brzęczeć, oraz grać moją ulubioną piosenkę  zespołu The Ramones.
 - Przepraszam muszę odebrać. - powiedziałam, wychodząc za duże, mahoniowe drzwi. Wyjęłam komórkę, na której wyświetlaczu ukazało się zdjęcie drobnej blondynki, a pod nim znajdował się podpis : Mama. Przycisnęłam obrazek zielonej słuchawki, podnosząc aparat do ucha. - Halo?
 - Cześć córciu. - odezwał się cichy głos matki. - Jestem z Ciebie taka dumna, wiesz? Jestem taka szczęśliwa, że Ci się udało.
 - Tak mamo, ja też. - uśmiechnęłam się mimowolnie. Jednak nic nie jest w stanie zastąpić kochającej matki. Nic. Jestem szczęśliwa z tego tytułu, że mam chociaż darzącą mnie ogromną miłością matkę, która wskoczyła by za mną w ogień, bądź oddała by mi ostatnie oddechy jakie by posiadała. Na pewno nie zamieniłabym jej na górę złota, czy też najlepszy apartament w moim rodzinnym San Francisco. - Kocham Cię.
 - Ja Ciebie też kochanie. - powiedziała, a a ja mocniej ścisnęłam telefon. Chciałabym móc się do niej teraz przytulić, dać jej buziaka w policzek czy spojrzeć jej prosto w te zatroskane i przepełnione miłością oczy i wyszeptać jak bardzo ją kocham. - Uważaj na siebie.
 - Obiecuję. - zgarnęłam niesforny kosmyk włosów, który odpadł mi na twarz. Po policzku spłynęła tęskna łza. - Buziaki.
 Nie czekając na odpowiedź matki, wcisnęłam przycisk kończący połączenie przycisk, wyglądający jak czerwona słuchawka.
 Westchnęłam ciężko i powróciłam do pokoju, w którym wszyscy widocznie bawili się świetnie. Amy wesoło rozmawiała z Louisem i jego znajomym - Zaynem, którego poznałam podczas bootcampu, natomiast blondyn, o imieniu Niall oraz Liam, który wyglądał bardzo poważnie prowadzili zaciętą rozmowę na temat piosenki jaką zaśpiewają w domu jurorskim, przynajmniej tyle usłyszałam, gdyż odległość pomiędzy nami była ogromna. Policzyłam na palcach, które doliczyły się pięć osób.
 Zrobiłam pełny obrót, rozglądając się po pokoju. Oczy utkwiły na siedzącym z telefonem w rękach chłopaku.
 - Cześć. - zagadnęłam, czekając na jego reakcję.
 - Cześć. - powtórzył, uśmiechając się. Czy to była nieśmiałość? - Nie wiedziałem, że lubisz Ramones. - zagadnął, a ja przysiadłam się obok niego.
 - Jeden z moich ulubionych zespołów. - odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy. - A ty? - spytałam.
 Spojrzał na mnie zdziwiony.
 - No jaką ty lubisz muzykę. - dodałam.
 - Również lubię Ramones. - odpowiedział krótko, odkładając telefon. - Powiedziałaś, że jest jednym z  ulubionych zespołów, to jakie są te inne ulubione? - spytał.
 - Lubię Kings of Leon, ale z tego wszystkiego to chyba Iron Maiden - powiedziałam, a w jego oku zalśniła mała iskierka.
 - Masz naprawdę dobry gust muzyczny. - zaśmiał się, ukazując rząd idealnego uzębienia, w kolorze przyćmionej bieli.
 - Dzięki. - odparłam, co zabrzmiało jak pytanie.
 Brunet spojrzał na telefon, który zaczął grać najbardziej znaną melodię Nirvany.
 - Przepraszam, muszę to odebrać. -  oznajmił, ustami wykonując bezdźwięczne ruchy, z których odczytałam słowo siostra. Machnęłam ręką, na znak, że wcale mi to nie przeszkadza, a on zniknął. Zniknął gdzieś za drzwiami, lub może po prostu go znudziłam. Stawiam na to pierwsze, w duchu prosząc by nie poszedł sobie z powodu mego braku atrakcyjności.
 Rozejrzałam się po pokoju, spoglądając na wszystkich dokładnie. Nic nie uległo zmianie, a każdy siedział w tym samym miejscu, lecz żadne z nich nie siedziało w tej samej pozycji. Jedni mieli inaczej ułożoną głowę, a inni po prostu leżeli, czy też podnieśli się z pozycji leżącej.


 Przez odkryte ramiona przebiegł cichy chłód, spowodowany brakiem jakiegokolwiek okrycia na rękach. Spojrzałam na kanapę, na której leżała moja granatowa bluza. Szybko nałożyłam ją na siebie, co szybko przyniosło oczekiwany efekt - robiło mi się co raz cieplej, jednak nadal na ciele pozostała gęsia skórka. Potarłam dłonie, chuchając na nie cichutko. Naciągnęłam rękawy na ręce, które były przeraźliwie chłodne, przez co palce trudno się poruszały. Z resztą nie był to jedyny powód. Krótkawe szorty, pod którymi założone miałam rajstopy, też nie były dobrą opcją.
 Splotłam palce u obu dłoni, tak by choć przez chwilę imitować jakiekolwiek ciepło, gdyż nadal temperatura nie była zbyt wysoka, by wolno wypuścić palce.
 Ziewnęłam smętnie, zasłaniając usta dużą dłonią, nie kryjąc przy tym mojego zmęczenia. Przetarłam oczy, opatulonymi przez rękawy u bluzy dłońmi. Poprawiam stanik, który natarczywie uciskał miejsce pod klatką piersiową, zadając przy tym lekkie uczucie swędzenia. Nieprzyjemne doznanie.



Z perspektywy Amy

-I wtedy powiedział mi, że to był zwykły kalendarz. - Louis zakończył swój dowcip i po chwili wybuchł dźwięcznym śmiechem.
-Ach tak, ciekawe. - odparłam lekko znużona i ukradkiem przyglądałam się brunetowi, który rozmawiał z Emily.

Po chwili jednak wróciłam na ziemię i spojrzałam na wesołą twarz szatyna, który na siłę starał się mnie rozbawić. Wysiliłam się na sztuczny uśmiech w jego stronę. Od czego zacząć rozmowę? Myśl Amy, myśl  napędzałam się sama. Po dłuższym momencie niekomfortowej ciszy podszedł do nas blondyn, co okazało się jak dla mnie wybawieniem. Chłopcy zawzięcie dyskutowali na temat filmu, którego niestety nie miałam okazji nigdy obejrzeć, dlatego postanowiłam niepostrzeżenie się od nich odłączyć. Skierowałam się w stronę drugiego krańca pokoju i po chwili opierałam się o ścianę pomieszczenia.
Przez następne dziesięć minut obserwowałam dokładnie Harry'ego, który bawił się telefonem równocześnie rozmawiając z moją partnerką. Jakie on ma słodkie dołeczki, kiedy się uśmiecha! krzyczałam w myślach. Niespodziewanie brunet uniósł wzrok znad komórki i jakby na rozkaz skupił swoją uwagę na mnie. Uśmiechnij się! Nie, spuść wzrok! moje myśli przekrzykiwały się, a ja w dalszym ciągu nie wiedziałam co zrobić. Mogłam się założyć o to, że na moje policzki wstąpiły dwa czerwone rumieńce. Cholera. Chłopak ułatwił mi zadanie i na jego twarzy wyrażającej zdziwienie wkradł się nieznaczny uśmiech. On mnie przyprawi o zawał serca. Po krótkim momencie udało mi się jednak delikatnie unieść kąciki ust do góry, a następnie jak przystało na pewną siebie dziewczynę odwrócić się. Czuć sarkazm?
Długo jednak nie wytrzymałam i ponownie chciałam utkwić swoje źrenice w jego. Niestety chłopaka już nie było. Zlustrowałam pomieszczenie i spostrzegłam, że brunet wychodzi z pokoju rozmawiając przez telefon. Przerzuciłam zawiedziony wzrok w stronę Emily, która uważnie mi się przypatrywała. Powiedziałam w jej stronę bezdźwięczne nie pytaj. Pomimo tego, że blondynka wyglądała na osobę godną zaufania, nie miałam zamiaru się jej zwierzać. Przecież znamy się kilka godzin. Poza tym, co miałabym jej powiedzieć? Hej Emily! Podoba mi się chłopak, którego poznałam godzinę temu. Wyszłabym na despotkę, a tego nie chciałam.
Oderwałam się od własnych myśli i zmęczona ruszyłam w stronę znienawidzonej przeze mnie sypialni, a pech chciał, że kiedy wychodziłam wpadłam na obiekt moich westchnień.
-Przepraszam - rzuciłam krótko nawet na niego nie patrząc.
-Nic nie szkodzi –odparł zachrypniętym głosem.
Przesunęłam się w bok z zamiarem wyminięcia go, jednak on wpadł na ten sam pomysł i ponownie na siebie wpadliśmy. Spojrzałam w  jego wesołe tęczówki. Zielone stwierdziłam jakie ładne dodałam. Brunet zaśmiał się cicho i spojrzał na mnie z rozbawieniem. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jak dziwne musiało to wyglądać.
-Czemu mi się tak przypatrujesz? - spytał, a mnie zamurowało. No to się wkopałaś pomyślałam. Bliska odległość między nami wcale mi nie ułatwiała skupienia się. Otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć, jednak szybko je zamknęłam, gdyż zdałam sobie sprawę, że nie wiem jak mu odpowiedzieć na to pytanie. Powtórzyłam czynność jeszcze dwa razy, aż w końcu westchnęłam zrezygnowana i wzruszyłam ramionami, tym samym wlepiając wzrok we własne buty. Na nic lepszego nie było cię stać? karciłam się w myślach. Wyminęłam szybko bruneta i ruszyłam wzdłuż korytarza, będąc zażenowana sytuacją. Po raz kolejny dotarł do mnie śmiech chłopaka. Odwróciłam się niepewnie w jego stronę i spostrzegłam, że kręci głową jakby z niedowierzaniem, a po chwili rusza w stronę sypialni, w której wszyscy się znajdowali. Cholera, cholera, cholera. Jestem beznadziejna mruczałam w myślach.

Kiedy znalazłam się już w pokoju natychmiastowo rzuciłam się na rozpadające się łóżko. Po raz kolejny westchnęłam głęboko, po czym wlepiłam wzrok w sufit. Usłyszałam ciche brzęczenie mojego telefonu komórkowego, po którego od razu sięgnęłam. Na wyświetlaczu pojawił się duży napis Alice, a w tle zdjęcie mojej przyjaciółki z Los Angeles. Delikatnym ruchem dotknęłam zielonego kółeczka, po czym przeciągnęłam go palcem w prawą stronę ekranu, tym samym akceptując połączenie. Powolnie przyłożyłam słuchawkę do ucha i oczekiwałam radosnego głosu Lice.
-Amy, gdzie ty się podziewasz?! -krzyknęła zirytowana, tym samym obalając moje oczekiwania. –Twoja matka dzwoniła do mnie i powiedziała, że wyjechałaś! –dodała. –Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?! –kontynuowała z wyrzutem.
-Po pierwsze uspokój się –powiedziałam, przewracając oczami i usiadłam po turecku na rogu łóżka. –Po drugie mówiłam ci, ale pewnie mnie nie słuchałaś.
-Słuchałam! – natychmiast zaprzeczyła. –Ale myślałam, że żartujesz –dodała spokojniejszym już głosem. –Gdzie jesteś? –zapytała.
-W Londynie –odrzekłam automatycznie i od razu ugryzłam się w język. –Jeśli komuś powiesz, uduszę cię –oznajmiłam i zaczęłam nerwowo bawić się krańcami mojej białej bluzki.
-Ode mnie nikt się niczego nie dowie. Kiedy wracasz? –zapytała i mogłam się założyć, że w tej chwili okręcała kosmyk swoich brązowych włosów na palcu. Tak, znam swoją przyjaciółkę.
-Nie wiem, słuchaj muszę kończyć –powiedziałam i rozłączyłam się. 

Wiedziałam, że brunetki nie będzie satysfakcjonować odpowiedź nie wiem i zapewne przez kolejne godziny drążyła by temat, w celu uzyskania jak największej liczby informacji. Taka już była – ciekawska i wszędobylska.
Po raz kolejny położyłam się i oparłam głowę o miękką poduszkę, przymykając oczy. Cisza, która mnie otaczała była dla mnie prawdziwą muzyką, a zarazem ukojeniem. Lekki przeciąg powietrza z nieszczelnie zamkniętego okna okalał moją twarz i dawał ochłodę w tym upalnym pomieszczeniu bez klimatyzacji. Poczułam delikatny dreszcz na dłoni, który był całkiem przyjemny. Uśmiechnęłam się szeroko, kiedy owe uczucie zaczęło wędrować wzdłuż mojej ręki. Zaczęło wędrować wzdłuż mojej ręki? Natychmiast otworzyłam oczy i spojrzałam się w wymienione miejsce. Myślałam, że zaraz zemdleję , kiedy ujrzałam kilkucentymetrowego robaka, trochę przypominającego karalucha, który urządzał sobie wycieczkę po moim ciele. Strzepnęłam go szybko, podnosząc się gwałtownie i zanosząc panicznym krzykiem. Boże. to. po. mnie. chodziło. Pomyślałam z obrzydzeniem, wyraźnie akcentując przerwy pomiędzy chaotycznymi myślami. Zlustrowałam podejrzliwym wzrokiem mojego napastnika, po czym łapiąc poduszkę w dłoń, zaczęłam okładać go silnymi jak na tak drobną osobę, jak ja ciosami. Po około pięciominutowej walce udało mi się zabić stworzenie, które natychmiast zrzuciłam na podłogę, zagarniając pod łóżko z obrzydzeniem.
-Nie wytrzymam tu dłużej –jęknęłam sama do siebie, nie zauważając Louisa, który stał w progu i z komiczną miną mi się przyglądał.
-Nie wiedziałem, że jesteś tak agresywna –powiedział, a ja momentalnie obróciłam się w jego stronę, zdając sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej był świadkiem zdarzenia i w tej chwili naśmiewał się ze mnie.

-Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz –odpowiedziałam, krzywiąc się i ostrożnie siadając na łóżku.
-Zabawnie wyglądałaś, walcząc z pościelą – odparł poważnie, jednak już po chwili wybuchnął dźwięcznym śmiechem.
-Słuchaj, zaczynasz mnie coraz bardziej irytować – zaczęłam. Louis zacisnął usta w wąską linijkę i spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, co trochę mnie speszyło. –Więc proszę skończ.
Szatyn posłuchał mnie i w mgnieniu oka zniknął z sypialni, mijając się w progu z Emily. Blondynka obdarowała mnie dziwnym spojrzeniem, po czym standardowo rzuciła się na łóżko.
-A tego co ugryzło? – spytała z rozbawieniem.
-Nic Lily – rzekłam opadając na miękką poduszkę.
-Emily. – poprawiła mnie z delikatnym uśmiechem.
-Wiem, ale Lily bardziej do ciebie pasuje –wytłumaczyłam. -Będę ci mówić Lily –oznajmiłam i ruszyłam w kierunku łazienki, aby wziąć długi i relaksacyjny prysznic. 


Witomy! :) Za nami już dwójka, Boże jak to szybko pędzi c: No nic, obie z Amy mamy nadzieję, że się Wam podoba i komentujcie! Każdy komentarz to dla nas radocha nie z tej Ziemii (: To też pisała Sam, tak dla sprostowania :)
Kochamy Was skarbeczki :*

P.S. Jannele wykona jeden zwiastun na zamówienie - zgłaszać proszę się w komentarzach lub na maila pstadni@gmail.com! :)

4 komentarze:

  1. Czyżbym była pierwsza? Nie wierzę w to :O Whatever... :P Haha :)
    Kolejny rozdział, który jest wspaniały <3
    Emily jest trochę nieśmiała, ale to dodaje uroku :D Pewnie dopiero się rozkręca w nowym towarzystwie, które teraz ją peszy :) Bardzo podoba mi się jej postać, gdyż moim zdaniem nawet pasuje do jej wyglądu *.*
    Co do Amy... Jest trochę rozpieszczona, jednak skoro jakiś robal chodził jej po ręce, to się nie dziwię, że tak zareagowała... :P Haha :) To było przekomiczne! :> Jednak to było niemiłe z jej strony, jak potraktowała Lou ;/ Szczególnie, że on chce się z nią lepiej poznać i przyszedł specjalnie do niej...

    Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na nexta xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Zabiję się! PRZEPRASZAM! PRZEPRASZAM! PRZEPRASZAM, ŻE DOPIERO TERAZ KOMENTUJĘ! :( Rozdział jest przewspaniały, i nie wiem, którą bohaterkę bardziej lubię, bo obydwie wydają mi się być mega przewspaniałe! ♥ Emily jest taka... urocza! Jejku no naprawdę, haha! No i wydaje mi się, że ona i Harry coś ten teges... :)) A Amy? Widać, że Amy reaguje podobnie jak ja i Mer na robaki, haha! Tylko trochę niemiło potraktowała biednego Lou! :( W każdym razie i tak ją lubię i podoba mi się jej charakter! Czekam na kolejny rozdział i postaram się szybciej komentować! :) No i jeszcze jedno! Zastanawiałam się ostatnio czy jakoś nie poprawić tego szablonu, bo wydaje mi się, że coś tu nie pasuje i może być lepszy! :( No więc jakby co napiszę na e-maila do Janelle! :) ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Ona - zwykła dziewczyna, przyjechała do ciotki na wakacje. Pojechała zwiedzać piękny Londyn, miasto jej marzeń. Niefortunnie wpadła na blondyna o pięknych niebieskich oczach.
    On - irlandczyk, śpiewa w najpopularniejszym boysbandzie na świecie. Przechodząc po ulicach miasta wpada na niego pewna dziewczyna.
    Oni - spędzają ze sobą cały dzień a później kolejne, niestety to co się wydarzy po kilku tygodniach nie jest ich spełnieniem marzeń.
    http://zwykla-dziewczyna-1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń