niedziela, 7 grudnia 2014

TOM II: część dziesiąta

z perspektywy Amy

Kolejne beznadziejne spotkanie w kolejnej beznadziejnej sprawie. I oczywiście znów chodzi o Emily. Nie zrozumcie mnie źle, kocham ją, nawet mimo tych wszystkich ostrych słów wypowiedzianych w moją stronę, ale nie mogę pojąć, jak bardzo można nie myśleć o konsekwencjach swoich czynów. Wiem, że żadna z tych sytuacji nie była tylko i wyłącznie jej winą, ale my potrafiliśmy zmierzyć się z problemami idącymi wraz z naszymi źle dobranymi decyzjami. Dlaczego, gdy robiło się poważnie, ona zawsze musiała uciekać, by ktoś posprzątał jej bałagan?
Ta sytuacja była kompletnie popieprzona. Tak, jak ta moja. Nie mam pojęcia, co czuje, do kogo i dlaczego. Poza tym boję się wystawić choćby czubek nosa z mojego apartamentu z obawy przed Harry'm. Nauczyłam się zamykać drzwi na klucz, jak i udawać, że nikogo nie ma w domu, ale za każdym razem jego pukania i wołania były bardziej natarczywe. Nie mogłam o tym powiedzieć Louisowi, bo wiadomo są razem w zespole i gdyby się dowiedzieli, że jest wśród nich psychopata, rozpadliby się. Mogę się założyć o buty od Louboutina. Szczególnie, że ostatnio i tak małe starcia między nimi zdarzały się coraz częściej. Jedyną osobą, której byłabym w stanie zwierzyć się z mojego problemu była aktualnie nieobecna Emily.
-Amando, czy ty w ogóle jesteś obecna na tym spotkaniu, czy tylko dotrzymujesz nam towarzystwa i świecisz swą urodą? -zapytał ten burak Franc. Zrobiłam minę mówiącą: "ach, dziękuje", by go tylko jeszcze bardziej zdenerwować i odwróciłam się w stronę okna.
-Ej, daj jej spokój. Może nie zauważyłeś, ale sprawa dotyczy również jej, przez co może jest rozkojarzona, ale przyszła tu. Ja bym nigdy tego nie zrobił, gdybym wycierpiał tyle z naszej strony!
Ach Louisie, wielki i cudowny, co ja bym bez ciebie zrobiła?
Odwróciłam się w jego stronę i posłałam najcudowniejszy uśmiech, na jaki było mnie stać w obecnej sytuacji. Mrugnął do mnie, po czym podniósł się z miejsca i wyciągnął w moją stronę rękę.
-Uważam, że dyskusje na dziś są zakończone, a wy chłopaki?
Wszyscy ochoczo pokiwali głowami i prawie równocześnie wstali z zajmowanych wcześniej kanap. Franc westchnął zirytowany, ale niewiele mogąc, machnął tylko ręką i opuścił swój gabinet. Podniosłam się z pomocą Louisa i poszłam do pięciolitrowej butli wody, by choć odrobinę zwilżyć wyschnięte gardło. Rozejrzałam się po sali, opierając przy tym o ścianę. Harry bacznie mi się przyglądał i nawet nie udawał, że przysłuchuje się temu, co mówił do niego Zayn. Oczywiście zahipnotyzował mnie tymi swoimi zielonymi tęczówkami w tak wielkim stopniu, że aż bałam się mrugnąć. Przerażało mnie to, że choć małe drgniecie powieki mogło spowodować, że niespodziewanie zmaterializuje się u mojego boku. Niby takie rzeczy się dzieją tylko w filmach, ale nie mogłam nie doceniać Harry'ego. Już nie raz pojawiał się z Bóg wie kąd, kompletnie mnie zaskakując, co pozwalało mu na zabawę moim kosztem. Nigdy więcej!
-Możemy porozmawiać?
Pisnęłam cicho, gdy ujrzałam przed sobą twarz Louisa. Wciągnęłam szybko powietrze i omal się nim nie zakrztusiłam. Zmartwiony złapał moje ramię i zajrzał w oczy.
-Wszystko w porządku? Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.
Wzięłam kolejny głęboki wdech, zanim odpowiedziałam:
-Tak, wszystko ok. Po prostu mnie zaskoczyłeś -odparłam lekko i posłałam w jego stronę uspokajający uśmiech.
-To, o czym chciałeś porozmawiać? -zapytałam, byle tylko temat zszedł z mego irracjonalnego strachu przed Harry'm. Szatyn uśmiechnął się tylko i pociągnął mnie w stronę wyjścia. Zetknęłam za ramie w momencie, gdy Niall posyłał w moją stronę lekki uśmiech. Odpowiedziałam mu tym samym, choć powinnam być zła. Cholernie zła za to, że pozwolił mojej przyjaciółce na kolejną ucieczkę od problemów, gdy wszystko już szło dobrze. Patrząc jednak na jego uroczą, dziecięcą twarzyczkę i najniewinniejsze spojrzenie, jakie w życiu widziałam, nie potrafiłam się na niego gniewać. Moją wielką słabością był Niall Horan i zdawał się doskonale wiedzieć, kiedy wykorzystać swe przeurocze atuty. Oczywiście nie słabością w sensie jakiegokolwiek podobania się. Całowałam się z nim, więc wiem, co mówię. Był moją słabością, jak małe dzieci, czy szczeniaczki. Nawet gdy cię osikają, nie jesteś w stanie się na nie gniewać. I tak właśnie działał na mnie Niall, choć oczywiście nie miał o tym pojęcia. Moje ramię nagle wyślizgnęło się z uścisku Louisa, co pozwoliło mi na szybkie rozpoznanie w terenie. Staliśmy na parkingu, przy samochodzie Louisa, naprzeciw auta Harry'ego. Mieliśmy zatem jakieś 15 minut, może mniej spokojnej rozmowy, zanim loczek postanowi się wtrącic.
Tomlinson, jakby nie zdając sobie sprawy z nikłej ilości naszego wspólnego czasu, spokojnie podszedł do maski swego auta, opierając się o nią i klepiąc wolną przestrzeń obok niego. Pokiwałam przecząco głową, gdyż z mojej pozycji miałam idealny widok na wyjście ze studia, co mogło mi pomóc zapobiec katastrofie. Powoli poruszył głową w górę i w dół, po czym westchnął ciężko, spuszczając wzrok na swoje buty. -Bardzo mi na tobie zależy Amy... -zaczął niepewnie.
-Wiem, mi na tobie też -odpowiedziałam prawie obojętnie, nadal gapiąc się na drzwi, choć jednak nagła zmiana nastroju mnie zaskoczyła.
-Ale tak bardzo, Amy... -spróbował po raz kolejny.
-No rozumiem, mi też -rzuciłam już zirytowana tym jego długim wstępem.
-Właśnie chyba nie rozumiesz -powiedział takim tonem, że od razu moja uwaga z drzwi zeszła na niego. Uporczywie wpatrywał się w asfalt, ale wszystko zdradzały jego zaciśnięte mocno na masce dłonie oraz jego... Czy on się rumieni?
Postawiłam maleńki krok w jego stronę, by być w stanie podnieść jego podbródek, nie tracąc przy tym kontaktu z drzwiami.
-Hej hej, co jest? -zapytałam swobodnie, gładząc lekko trzymany przeze mnie polik. Podniósł się gwałtownie i złapał moją twarz w dłonie.
-Kocham cię, idiotko! -wrzasnął na chyba całe miasto i złożył na moich ustach lekki pocałunek. Pomimo że się tego kompletnie nie spodziewałam to byłam szczęśliwa. Czułam, że Louis jest moim pasującym elementem układanki, że wraz z nim odejdą wszystkie problemy, że teraz wszystko już będzie dobrze. Nie przewidziałam jednak swojej reakcji na widok Harry'ego w drzwiach.
-Nie! -krzyknęłam głośno, odpychając przyjaciela od siebie. Spojrzałam przerażona w stronę wściekłego Stylesa. Wiedziałam, że może mu zrobić krzywdę, iż może się to skończyć tylko gorzej. Louis podążył za moim spojrzeniem i zacisnął mocno ręce w pięści, gdy zauważył powód mego odskoku.
-Oczywiście. To on, prawda? -spytał się mnie zdenerwowany. Jeszcze nigdy nie mówił do mnie takim tonem. -Zawsze liczył się tylko on, czyż nie? Jestem idiota, gdyż myślałem, że gdy już powiem ci, iż cię kocham to odpowiesz mi tym samym -wyrzucił z siebie szybko, po czym w zastraszającym tempie wsiadł do auta i odjechał z piskiem opon. Zostawiając mnie roztrzesiona i przerażona na pastwę Harry'ego.
Mojego największego koszmaru.

z perspektywy Nialla

- Och, to nie ma sensu - westchnąłem, kręcąc głową. Louis patrzył się na mnie dziwnym wzrokiem; jakby chciał powiedzieć, że jestem pieprzonym dziwakiem. - Co? - spytałem finalnie, wyszukując odpowiedzi w jego oczach. Jednak nic tam nie znalazłem.
- Ostatnio zachowujesz się, uhm - cmoknął, zapewne szukając odpowiedniego słowa, które opisywało by psychola i nie uraziło go - inaczej.
Inaczej? W jaki jebany sposób inaczej?
- Odwal się - syknąłem, obracając szklankę w dłoni, a ciecz wzburzyła się, i kręciła w tę samą stronę co szkło.
- Co Ci jest Niall? - zapytał, a język ugrzązł mi w gardle. Bo co niby miałem mu powiedzieć? To, że kocham Emily?
Z resztą, wcale jej nie kocham. Po prostu to zwykłe pierdolone zauroczenie i prędzej czy później - mimo to, że wolałbym by to pseudo-uczucie odeszło jak najszybciej - zniknie, i nawet nie będę o tym pamiętał. A przynajmniej chciałbym móc nie pamiętać.
Ale tp byłoby zbyt proste.
- Nic, po prostu mam gorszy dzień - westchnąłem i dopiłem Orgasm, który pozostawił gorzki smak w moim gardle. Wzdrygnąłem się na nieprzyjemne uczucie w przełyku, i z hukiem odłożyłem naczynie na blat. - Ty nigdy nie masz gorszych dni?
Louis zaśmiał się pod nosem.
Co tak cię rozbawiło kolego?!
- Ten Twój gorszy dzień to więcej niż doba, Niall - przyznał. Może i miał rację. - I widzę, że od tego całego incydentu z Emily i z Li-
- Nawet nie wspominaj przy mnie jego imienia - zagroziłem, patrząc na niego wściekłym wzrokiem.
- W każdym razie, od wiesz czego, zachowujesz się jakby ktoś za przeproszeniem wepchał Ci kij w dupę - powiedział, z krzywym uśmiechem.
Dlaczego on w ogóle ze mną przebywa?! Przecież pocałowałem dziewczynę, na którą ewidentnie leci, a on teraz spokojnie siedzi sobie ze mną w pubie i jak gdyby nigdy nic zamawia kolejnego drinka. Ewentualnie czasem wzrokiem poszukuje jakiejś łatwej zdobyczy, by ułatwić sobie cierpienie ze względu Amy.
Na jego miejscu już dawno oklepałbym sobie mordę.
- Co sądzisz? - skinął głową w stronę niskiej blondynki co chwila odgarniającej swoje długie, sztywne od lakieru włosy. W porę ugryzłem się w język, by nie powiedzieć mu jak bardzo przypomina naszą wspólną znajomą. Gdybym pił już czwartego drinka, pewnie pomyliłbym ją z Jerkins, ale teraz, tak na trzeźwo różnica była zbyt widoczna.
- Ładne cycki - westchnąłem, patrząc na jej głęboki biust. I wyobrazić sobie tak piękne piersi bez biustonosza. - Ale nie w moim typie - przyznałem, wzruszając ramionami.
Spojrzałem na brunetkę siedzącą koło niej. Ciemne włosy układały się kaskadami na szczupłych ramionach. Wyprostowana sylwetka eksponowała niemałe, wręcz idealne piersi co pokazywało jak pewna siebie jest owa dziewczyna. Długa noga przykrywała drugą, a połowę uda przykrywała krótka, miniowa sukienka, wyglądająca jak przyduża koszulka, jednak idealnie opinała się na jej szczupłym ciele.
- Ładna - uśmiechnął się, widząc jak przez dłuższą chwilę przypatruje się dziewczynie. - Zagadaj do niej - szepnął, klepiąc mnie w ramie.
Ale co z Emily? Czy powinienem teraz w ogóle o niej myśleć? Dlaczego martwię się jej zdaniem? I dlaczego do chuj mam obawy przed tym, że Emily dowie się o jakimś wybryku z inną dziewczyną?!
Tyle pytań wirowało w mojej głowie, jednak ostatecznie to lekkie popchnięcie Louisa przekonało mnie do racji moich przypuszczeń - powinienem spróbować.
Nie mam nic do stracenia.
Wziąłem głęboki wdech i głośno wypuściłem powietrze z płuc, jednak mimo to nie byłem w stanie usłyszeć swojego oddechu z powodu głośno grającej muzyki, która z chwili na chwilę co raz bardziej ciążyła mi na uszach i stawała się denerwująca. Nie do zniesienia.
Stanąłem przed dwoma dziewczynami, które widocznie nie zauważyły mojej obecności - kontynuowały rozmowę, tak jakby w ogóle mnie nie było. Subtelnie usiadłem koło brunetki, która była moim dzisiejszym celem i kątem oka zerknąłem na Louisa. Jego kciuki były w górze a uśmiech na jego twarzy mówił sam za siebie. Nie wiem czy do końca to było żądanym efektem końcowym, ale muszę przyznać że ten gest dodał mi trochę otuchy.
- Cześć - powiedziałem w jej plecy, na co dziewczyna odwróciła się do mnie twarzą. - Jesteś z Alaski, bo ty-
- Bo tylko tam są takie laski - dokończyła za mnie i parsknęła śmiechem. - Serio? Tak tandetny podryw? - wyśmiała mnie i klepnęła w ramie. Zmieszałem się - nigdy nie widziałem tak odważnej dziewczyny. Bo w sumie kto zdobyłby się na taką odwagę. - Ale tak, jestem z Alaski - uśmiechnęła się promiennie.
Poczułem się jakbym popełnił największe fopaux w swoim życiu, mimo to że dziewczyna widocznie nie wzięła tego zbytnio do siebie.
- Niall - odchrząknąłem, wyciągają dłoń w jej stronę.
- Kirsten, ale mów mi Kee - podała mi rękę i zacisnęła ją.

***

Kolejny drink, a ja ledwo widzę na oczy. Ciało Kirsten nie jest już tak spięte, a wręcz przeciwnie - jest rozluźniona i co chwilę ociera się dłonią o moje kolana. Jej dotyk jest miękki, delikatny i krzyczy niewinnością, jednak mimo to jest bardzo podniecający.
- Chodź zatańczyć! - zaproponowała, a ja mimo tego że nie miałem ochoty na żadne tańce na parkiecie, ciało odmawia mi posłuszeństwa i ciągnie brunetkę w środek tłumu.
Muzyka jest rytmiczna, aż chce się tańczyć. Jej bas odbija mi się po uszach, jednak śmiech brunetki co chwilę zagłusza melodię. Dziewczyna zarzuca ręce za głowę i buja się, zrzucając ciężar ciała z jednej nogi na drugą.
Co chwila zarzuca mi ręce za szyje, lub szepcze coś do ucha. Przyjemnie jest być przez kogoś adorowanym. I mimo to, że znam ją tyle godzin, ile potrafiłbym zliczyć na jednej ręce, czuję że jest dobrą osobą. Czuję się przy niej swobodnie i jest mi tu dobrze.
Ale wiem, że jutro i tak nie będę nic pamiętał.
Jej oddech odbija się od mojego policzka; jesteśmy bardzo blisko. Nasze ciała są idealnie zsynchronizowane, ruszają się w ten sam sposób. Są dopasowane w każdym calu.
Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale poczułem dziką chęć wyprowadzenia jej stąd i pokazania tego, na co mnie stać.
- Chodźmy stąd - szepnąłem jej do ucha, a Kirsten ochoczo pokiwała głową i przygryzła wargę.
To nie skończy się dobrze.


Nie rozmawiałam z Janelle od paru miesięcy. 
Miałyśmy w planie prowadzić kolejną część, ale nie mam siły do niej pisać, bo czuje się, jak ciągły intruz w jej życiu.
Przepraszam Was bardzo, że to tak wyszło.
Myślałam, że mi w tym pomoże, ale słuch o niej zaginął.
Jest to ostatni rozdział, jaki w całości napisałyśmy razem.
Napisze dla Was epilog, bo nie chce tego tak zostawiać, ale nie obiecuje, że szybko się pojawi, gdyż klasa maturalna mnie nie rozpieszcza.
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba, buziaki,
Amy xoxo 

2 komentarze:

  1. Rozdział jak zwykle genialny i cudowny! No nie mogę no, Amy musi być z Harrym. On są tacy omfgsdjhs <3. Trochę szkoda mi Louisa, ale no jednak...
    A Niall to przepraszam bardzo co odpierdala? Powinien spiąć dupsko i szczerze pogadać z Emily, a nie idzie gdzieś z pierwszą lepszą laską.
    Błagam, nie kończcie jeszcze bloga. Nie wiem, jak ja wytrzymam bez niego. Byłabym na maksa szczęśliwa, jakby jeszcze jedna część się pojawiła.
    Pozdrawiam,
    Kasia.

    OdpowiedzUsuń
  2. warto czekać na każdy rozdział! Jest genialny :) Niall odpierdala, zamiast zachować się jak facet i pogadać z Emily! Sama już nie wiem czy wole Amy z Lou, czy z Hazza... Super by było gdyby pojawiła się jedna malutka cześć :) buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń