niedziela, 29 września 2013

TOM I: część trzecia

z perspektywy Amy

- Chcesz coś do picia? - spytała, zgarniając dla siebie dwulitrową butelkę wody ze stolika nocnego. Pokiwałam głową przecząco zakładając baletkę na lewą stopę. - Jak chcesz - mruknęła, stając przede mną. - Powaga? - zmarszczyła brwi. Spojrzałam na nią. - Chcesz iść w spódnicy na próbę? - zaśmiała się, nakładając na siebie swoją czerwoną bluzę bejsbolową.
- Tak, a co? - podniosłam brew do góry. - Przeszkadza Ci to? - dodałam pytającym tonem.
- Pomijając to, że prawdopodobnie nasza choreografia będzie dość skoczna, to wcale - wzruszyła ramionami, stając za drzwiami.
Dołączyłam do niej, zatrzaskując drzwi i zamykając je na klucz.
- To nasza pierwsza próba, wiesz? - uśmiechnęła się blondynka, skacząc po wąziutkim korytarzu prowadzącym do sali, którą z uprzedzeniem zajęłyśmy byśmy teraz mogły zrobić w niej próbę przed występem. Poprawiła grzywkę, stawiając kroki jak pięcioletnie dziecko, idące do wesołego miasteczka.
- To dobrze, bo musimy to przećwiczyć - odparłam, wolnym krokiem przemierzając przestrzeń dzielącą mnie a nasz cel.
Westchnęłam ciężko, a dziewczyna nadal nie mogła przestać razić mnie swoją ekscytacją.
- Tylko nie roznieś sali - zaśmiałam się, pchając drzwi do monumentalnego pomieszczenia.
- Ta, jas... - uśmiechnęła się, lecz ten uśmiech zdążył zniknąć szybciej niż się pojawił - ..ne - dodała rozszerzając oczy.
Będą kłopoty, pomyślałam przygryzając wargę.
Pięciu chłopaków przerwało swoje rozmowy, stając przed nami jak wryci.
- Co tu robicie?  - towarzyszka spytała niegrzecznie, wychodząc przede mnie. - To my zamawiałyśmy salę na dzisiejszy poranek! - podkreśliła, zaciskając szczękę.
Była zbyt wybuchowa.
- No co ty nie powiesz? - mruknął złośliwie Liam, zwolnionym tonem. - My też - dodał, unosząc brwi i zaciskając usta w wąską linijkę.
- Skoro zamawiałyście salę, to niby dlaczego my jesteśmy na liście zamiast was? - spytał retorycznie Mulat, złośliwym tonem. Podsunął nam listę pod nos.
Nasze imiona były skreślone, a za nimi były wypisane chłopięce pseudonimy, a było ich pięć.
- To nie fair! - wykrzyczała podburzona Lily. - Skreśliliście nas! - dodała naprawdę zdenerwowana. Czułam, że zaraz wybuchnie, a nikt na tym nie zyska. - Tak nie można!
Spojrzałam na Harry'ego. Ręką poprawił swoje cudowne loki, mierzwiąc je otwartą dłonią. Końcówką języka nawilżył popękane malinowe wargi, przymrużając zielone oczy. Lejący się szmaragdowy kamień spoglądał na mnie spod talii długich, gęstych, uroczych rzęs, chroniących jego oczy przed rażącym słońcem.
Ma takie piękne oczy.
- Takie życie - mruknął po chwili, przełykając głośno ślinę.
- Byłyśmy pierwsze! - krzyknęła głośno. - A kto pierwszy ten lepszy! - dodała, nie dając za wygraną. Widać, że zależało jej na tej próbie, jakiekolwiek znaczenie miało to dla mnie. - Tak się nie robi!
- Weźcie sobie tę salę - odezwałam się w końcu, wyrywając się z transu. - My możemy poćwiczyć w pokoju - uśmiechnęłam się, spoglądając na Harry'ego.
- Co? - Lily spojrzała na mnie, zjeżdżając moją osobę ognistym wzrokiem. - Chyba sobie...
- Idziemy, Lily, chodź - przerwałam jej, uśmiechając się do chłopców, którzy podziękowali mi tym samym. Pociągnęłam opierającą się mi blondynkę za ramie.
Wyszłyśmy przed salę.
- Co ty zrobiłaś?! - zaakcentowała pełna złości. Widziałam jak to nią kierowało. - Przecież prawie odzyskałam tą salę! - dodała zrezygnowana, wzdychając ciężko.
- Przecież możemy zrobić tą próbę w pokoju, nie przesadzaj - mruknęłam machając dłonią beztrosko.
Uśmiechnęłam się do niej, chcąc poprawić jej humor. Odwzajemniła go, lecz nadal złość kipiała z niej hektolitrami.
- Jeśli chcesz połamać sobie nogi to spoko, ale ja nie mam zamiaru leżeć w szpitalu przez Twoją życiową decyzję - powiedziała złośliwie, lecz wiedziałam, że nie chciała mnie tym obrazić. - Po prostu prześpiewamy parę piosenek i już, ok? - spytała, na co przytaknęłam.
- Wiesz co? - zwróciłam się w jej stronę, a ona odwróciła do mnie głowę. - Pójdę się jeszcze przejść - dodałam po chwili.
- Okej - mruknęła, wzdychając. - Tylko wracaj szybko - uśmiechnęła się, a ja wiedziałam, że wszystko idzie w dobrym kierunku.
Dziewczyna odwróciła się do mnie plecami i szybkim krokiem zniknęła za kremową ścianą. Westchnęłam, pokonując parę schodków dzielących mnie od bufetu. Podeszłam do automatu, by kupić jakikolwiek napój, który uzupełniłby mój zbiornik cukru. Wrzuciłam monetę, czekając na jakikolwiek znak od maszyny.
- Cholera! - kopnęłam nogą w budkę ze złością. Cisnęłam w nią ręką, opierając się głową o podświetlaną ściankę.
Usłyszałam za sobą cichy chichot.
- Złość piękności szkodzi - zachrypnięty głos, spowodował szybsze bicie serca. Odwróciłam się, spoglądając na Mulata z przechyloną głową.
- Coś Cię bawi, panie perfekcja? - przymrużyłam oczy. Jego Jabłko Adama delikatnie poruszało się za każdym oddechem. - Jeszcze Ci mało, po dzisiejszym incydencie z salą, huh? - jęknęłam złośliwie, spoglądając na niego co i raz.
- Chciałem z Tobą porozmawiać - wytłumaczył się, podnosząc ręce w geście obronnym. - Tak poza tym seksownie wyglądasz, kiedy się złościsz - szepnął mi do ucha, językiem drażniąc małżowinę.
Odepchnęłam go mocno od siebie, uciekając na schody.
- Co za dupek - mruknęłam pod nosem, wspinając się po stopniach. Podepchnęłam się o ścianę, omijając uśmiechniętą Rebbecę, która kiwnęła mi głową wesoło. Uśmiechnęłam się do niej, odwracając się w stronę drzwi od pokoju mojego i Emily.
Nabrałam powietrza w płuca, stając przed rozzłoszczoną dziewczyną.

z perspektywy Emily

Współlokatorka spojrzała na mnie pytająco.
- Naprawdę, jestem bardzo ciekawa gdzie byłaś. - powiedziałam, mocno zaciskając pięści. Tego naprawdę było już za wiele. Nie dość, że oddała salę tym... ładnie mówiąc lamusom, to w dodatku znika na ponad półtorej godziny. Naprawdę, jestem za bardzo cierpliwa.
- Byłam tylko po sok. - odpowiedziała, siadając uśmiechnięta na łóżko. - Z resztą nie powinnaś być na mnie zła Lily, bo...
- Kurwa, dziewczyno! Nie mam na imię Lily! Na imię mi Emily! Rozumiesz? - przerwałam jej złośliwie, wyciągając mazak z tylnej kieszeni spodni. - Zapisać Ci to może na ręce, żebyś zapamiętała? - krzyknęłam, starając się opanować nierówny oddech. Rzuciłam w kąt fioletowo-różowy pisak  Anastasi.
- Przepraszam, nie wiedziałam, że to Cię zezłości. - odpowiedziała, głębiej siadając na łóżku. - Nie chciałam.
- Gdyby tego było mało oddałaś salę tym... - zatrzymałam się na chwilę, by dobrać odpowiednie do sytuacji słowo - chłopakom. - dodałam głośnym tonem z zawiścią w oczach. Byłam na nią zła. Naprawdę zła.
- Mówię, że nie chciałam. - powiedziała delikatnym tonem.
Westchnęłam głośno, starając się ukryć złość, która w tym momencie kierowała mną jak aktor marionetką.
- Nie chciałam. - powtórzyła szeptem, a po jej policzkach spłynęła łza.
- Powiedz mi chociaż po co to zrobiłaś? - spytałam, wraz z wrogością sięgając zenitu wytrzymałości psychicznej.
- Gdybyś wiedziała dlaczego to zrobiłam - odpowiedziała, przyciskając podbródek do kolan - nie byłabyś na mnie zła - dodała, a ja znów dość głośno wypuściłam powietrze z ust, z których prawie wyleciało sto jeden obelg.
- Jestem bardzo ciekawa - uśmiechnęłam się złośliwie. - Bardzo chętnie wysłucham.
- Bo, ja Lily... - spojrzałam na nią wzrokiem godnego Pacino. - Emily, ja się... - poprawiła się, próbując mi coś powiedzieć.
- No? - mruknęłam, oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi ze strony dziewczyny. - Słucham - 
dodałam, delikatnie potupując nogą. - Mów.
- Ja się... - zaczęła się jąkać, a ja teatralnie przewróciłam oczami. - Ja...
- Mów! - krzyknęłam, gestykulując rękami.
- Zauroczyłam się! - wstała z łóżka, stając ze mną twarzą w twarz.


Spojrzałam na nią zdziwiona.
- Tak zadurzyłam się w Harrym! - dodała.
- Dlatego oddałaś tym lamusom salę? - spytałam z niedowierzaniem. Nie mogłam w to uwierzyć. Oddała tę salę gimnastyczną tylko dlatego, bo się zauroczyła? - Dlatego, bo lubisz bardziej jednego z nich?
- Tak. - wyłkała. - Nie krzycz na mnie, ok? - spytała, co chwila pochlipując nosem. - Chciałam być dla nich miła.
- Miła, tak? - wtedy wyemanuowałam mocną złością. - To ta miłość, którą chciałaś im dać tak?
Pokiwała twierdząco głową.
- Musiałaś im oddać salę?
Powtórzyła gest.
- No nie wierzę! - powiedziałam głośnym tonem. - Nie mogłaś tej miłości okazać w iny sposób? - spytałam. - A może pomyślałaś o mnie, co? - dodałam zażenowana. - Czemu nie jesteś taka miła dla mnie, co? Muszę znosić twoje humory, i bóg wie co, bo przyjechała wielka pani z miasta! Nie mogłaś mi pomóc?
Zaczęła płakać jeszcze bardziej.
- Gdybyś mnie poparła, załatwiłybyśmy tę głupią sale, i miałybyśmy wszystko z głowy. - krzyknęłam.
- Przepraszam. - wyszeptała. - Naprawdę przepraszam.
- Nie przepraszaj, jeśli nie wiesz, za co masz przepraszać. - powiedziałam, wychodząc pokoju z trzaskiem. Mogłam założyć się teraz ze co najmniej trzy osoby oglądały jak trzaskam drzwiami.
Obróciłam głowę. Tak, miałam rację.
Czwórka uczestników programu wyglądała zza swoich pokoi.
- Nie macie czego oglądać? - spytałam kąśliwie, dalej podążając w nieznaną stronę. Z oczu zaczęły kapać łzy. Może powiedziałam za dużo? przeszło mi przez myśl. Może nie powinnam była tak mówić? dołujące myśli dalej mnie nie opuszczały.
Nagle, poczułam lekki ból, w okolicach bioder. Uniosłam głowę, odgarniając z twarzy część włosów, która podczas upadku, wylądowała na okolicy oczu. Zayn? Dobrze pamiętam?
- Wszystko dobrze Lily? - spytał. Wydawał się być w tym taki prawdziwy i troskliwy.
Spojrzałam w jego magiczne oczy. Tak. Pociągająca iskra męskości, pociągała mnie w nim najbardziej. Na pewno oczarował tym wiele kobiet, ale czy to ważne?
- Tak. - odpowiedziałam, nie zauważając nawet, że nazwał mnie Lily.
- Widzę, że płakałaś. - powiedział, kładąc chłodną dłoń, na moim rozgrzanym z gniewu policzku. - Potrzebujesz jakiejś pomocy? - spytał.
Kiwnęłam potwierdzająco głową, mrugając oczami, by dać upust zmęczonym łzom.
Zaprowadził mnie do kantorka. Ale czemu do kantorka? przeszło mi przez myśl.
- Czemu jesteśmy w kantorku? - wyszeptałam, dławiąc się łzami.
- Tu zawsze jest spokój. - odpowiedział z delikatnym uśmiechem. - Usiądź. - wskazał prawą dłonią na materac, drugą zaś grzebiąc coś w tylnej kieszeni.
Wyjął z niej jednego papierosa, którego odpalił, zaraz zaciągając się nim porządnie. Spojrzał na mnie delikatnym wzrokiem.
- Chcesz? - spytał, wyciągając w moją stronę mocnego blanta firmy Marlboro.
Kiwnęłam twierdząco głową, a on położył się koło mnie. Wzięłam jednego bucha, wypuszczając z ust nikły dym.
Włożyłam mu do ust, prawie spalonego papierosa, dając mu się nim zaciągnąć. Spojrzałam na jego usta. były takie idealne. Tak męskie, tak miękkie.
Nie mogąc się powstrzymać pocałowałam go. Delikatnie muskał swoimi ustami moje, językiem penetruj
ąc każdy milimetr podniebienia. Było mi tak dobrze.
Usiadłam na nim okrakiem, dalej całując go zachłannie. Zaczął zdejmować moje spodenki, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Poruszyłam delikatnie biodrami, by pomóc mu pozbyć się jeansowych szortów. Rzuciłam w kąt jego czarny t-shirt, by móc podziwiać jego mięśnie. Naprawdę. Było co podziwiać.

Opuszkami palców, musnęłam jego umięśniony tors. Choć nie miałam do niego dostępu wzrokowego, moje ręce doskonale wyczuwały każdy wyrzeźbiony mięsień, który odznaczał się od skóry na brzuchu.
Zaczął całować moją szyję, a ja wiłam się z przyjemności. Gdyby ktoś spytał mnie o jego nazwisko - nawet nie próbowałabym zgadywać. Po prostu nie mam pojęcia jak się nazywał. Ale czy to teraz było ważne?
Przygniótł mnie swoim ciężarem ciała, co chwila składając na twarzy kości biodrowe doprowadzały mnie do szału.
Wszedł we mnie, i zrobił to na prawdę delikatnie. Lekko poruszał biodrami całując mnie czule. Mocno zacisnęłam pięści, gdyż to co teraz robił, przewyższało skalę wytrzymałości w jakichkolwiek przyjemnościach czy innych rzeczach.
Przymknęłam oczy i oddałam się pokusie, która pokazywała mi właśnie jak dobrze zagospodarować zakazany owoc.



Cześć laleczki! Zdradzę Wam, że całą część trzecią napisałam dla Was ja - Jannele - gdyż wystąpiły pewne komplikacje i niektóre części się pousuwały, ale mam nadzieję że mimo to wszystko jest w porządku i Wam się podoba ;) Jeśli szukacie kogoś kto robi zwiastuny, piszcie na maila pstadni@gmail.com, a ja z chęcią Wam pomogę c: No nic, zostało tylko czekać na Waszą opinię. Komentujcie!

Kochamy Was robaczki!
Amy and Emily xx

5 komentarzy:

  1. widze, że Emily na nic nie czeka ;p ale rozdział super ;d

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudownie, nie spodziewalam sie tak naglego zwortu akcji, ale jest swietnie <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Na początek baardzo przepraszam za to, że nie skomentowałam wcześniej, ale nie miałam po prostu czas :C Mam nadzieję, że mi to wybaczycie xx
    Rozdział jest PER-FECT jak zresztą zwykle ;) Nie spodziewałam się, że Amy jest taka płaczliwa szczerze mówiąc... A Zayn tutaj to taki trochę heartbreaker i za to go uwielbiam *.* Widzę, że Emily musi zacząć pracować nad swoją złością, chociaż z tą salą i jej imieniem to się jej nie dziwię - też bym się wkurwiła xd Ma niezły sposób na odreagowanie... Jestem ciekawa jak dalej rozwiniecie cały wątek obydwu bohaterek <3

    Nie mogę doczekać się następnego rozdziału xx

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. ROZDZIAŁ PER-FEKT! Szczerze mówiąc, zmieniłam po nim myślenie co do bohaterek... Sądziłam, że Emily będzie tą bardziej "uroczą", a Amy tą "złą", a jednak jest zupełnie inaczej! Przepraszam, że taki krótki, ale czuje się tragicznie i nie mam siły na nic dłuższego! :( Czekam na kolejny rozdział! :) xx

    OdpowiedzUsuń