z perspektywy Emily
Zasłoniłam twarz dłońmi, czując jak ciało zalewa fala gorąca. I to nie była
ta przyjemna fala, kiedy ktoś językiem wadzi o Twoje usta. Fala stresu i
gorączka nieprzyjemnego uczucia opanowały moje ciało, które bezwładnie opierało
się na dłoniach blondyna, który nie mógł opanować własnych emocji. Jego palce,
wręcz lodowate, dygotały silnie przytrzymując mnie na silnych ramionach.
- Nie wiem - jęknęłam przerażona. Bałam się, że nie wybaczy mi, i że już
nigdy nie odezwie się do mnie pojedynczym słowem chociażby pytając czy nie
podałabym mu cukiernicy.
Poczułam jak do moich oczu napływają łzy, lecz poczułam jak jego ciepła
dłoń otarła je jednym ruchem palca wskazującego, który na chwile zatrzymał się
na mojej mokrej od płaczu twarzy.
Jego ramiona przyciągnęły mnie do siebie, oplatając mnie wokół pleców, na
których zagościła delikatna gęsia skórka pod wpływem mroźnego powietrza w
pokoju. Schowałam się w jego torsie, delikatnie kołysząc się w rytm niemej
muzyki. Powoli uspakajałam swój oddech, wstępując w jego prawidłowy rytm.
- Nie rób tego więcej - wolną ręką pogładził moje włosy, uspakajając mnie
swoim delikatnym dotykiem - dobrze? - dodał, a ja przytaknęłam lekko. Zauważył
to i zacisnął moje ciało w swoich umięśnionych ramionach. - Proszę – wyszeptał
słabo, twarz kladąc na moim chudym ramieniu, lekko je obciążając – nie rób tego
więcej - zluzował uścisk, by spojrzeć na mnie twarzą w twarz. – Obiecaj.
Przymknęłam oczy mocniej.
- Obiecuję – szepnęłam, tuląc się w jego ramiona. Poczułam jak zaciska
ramiona ciaśniej na mojej talii.
Mój głos łamał się na każdym słowie - nie potrafiłam wypowiedzieć nic i żaden wyraz nie przechodził mi łatwo przez gardło. Starałam się opanować każdy z nich, by móc poprawnie wypowiedzieć choćby pojedyncze zdanie bez jakichkolwiek nowel i innych przeszkód.
Wyswobodziłam się z jego mocarnego uścisku, spoglądając na szeroki lazur jego błękitnych tęczówek.
- Tylko proszę - dodałam słabo - nie mów nikomu.
Westchnął, odwracając wzrok. Wiedziałam, że chciał mi w jakiś sposób pomóc, ale to nie było najlepsze rozwiązanie - opowiadać wszystkim o problemach psychicznych jebniętej blondynki. Wkurzało mnie to, że nie miałam silnej psychiki i nie potrafiłam sterować swoim umysłem. Poddawałam się każdej słabej myśli, która wpadła na szybko do głowy, opuszczając ją w smutnej sytuacji.
Bolało mnie to, że nie byłam samodzielna, a ktoś - nieważne kto - zawsze musiał trzymać mnie za rękę, żebym nie zrobiła sobie broń Boże krzywdy, a w tym wypadku tę rolę przejął Niall, który w pełni rozumiał wszystko prócz tego.
Wymuszanie wymiotów nie było prowokowaniem publiki czy też ściąganiem na siebie uwagi. Nie. Po prostu potrzebowałam własnej uwagi. Uwagi dla samej siebie, co było najgorszą i najbardziej trudną rzeczą do zdobycia, lub uzyskania jej niewielkich procentów.
Spojrzał na mnie krótko.
- Obiecuję - odparł, wzdychając. Można było się domyślić, że nie pochwalał takich aktywności. Widać było to po jego chłodnym wzroku wymierzonym w moją skuloną w jego ramionach osobę. Wtuliłam się mocniej w jego dość dobrze zbudowaną klatkę piersiową, kuląc ramiona tak by jego mocne ręce ogrzewały całe moje drobne w porównaniu do jego ciała.
Mój oddech stawał się co raz płytszy. Bardziej równy i miarowy, a ja sama uspakajałam się, co chwila upewniając się, że jego dotyk nie jest jakimś nastoletnim snem a uścisk tylko marzeniem. Kurczowo trzymałam się jego mocnej dłoni, która uglęzła na mojej talii. Nadal miałam zamknięte oczy, bojąc się że to, że trzyma mnie w swoich ramionach może okazać się tylko pięknym snem. I mimo to, że w żaden sposób nie byłam od niego uzależniona potrzebowałam jego obecności, dotyku czy choćby uśmiechu, który mimowolnie rozświetlał mój nijaki dzień.
- Powinieneś już iść - mruknęłam, odrywając się od jego klatki piersiowej by ukraść jedno spojrzenie z tych pięknych blado błękitnych tęczówek iskrzących się w smutku i blasku lampki zawieszonej na obskrobanym suficie, lekko kołyszącej się w rytm nikłego powietrza - na pewno chłopcy na Ciebie czekają.
Westchnął bezradnie.
- Tak masz rację - szepnął, po czym przytulił mnie ze zdwojoną siłą i odrywając się ode mnie posłał mi szczery uśmiech. Przytrzymał mój nadgarstek w miejscu tatuażu i szepnął - obiecałaś, prawda?
Kiwnęłam głową twierdzącą, a chłopak ze spokojem opuścił pokój, nie żegnając się ze mną ani jednym słowem na koniec naszej rozmowy.
Opadłam na niepościelone łóżko Amy, której brak zaczynał mi doskwierać a samotność, która bez niej wypełniała mnie niczym woda plastikowe naczynie lała się na mnie hektolitrami.
Gdzie ona jest, pomyślałam, biegiem wychodząc z naszego wspólnego pokoju. Współlokatorka nie raczyła mnie nawet powiadomić o swoim zniknięciu celowym bądź nie.
- Co ona sobie myśli - mruknęłam do siebie, przemierzając każdy pokój w poszukiwaniu blondynki, która postanowiła ulotnić się w najbardziej ciężkim dla nas obu momencie - przecież za trzy tygodnie ma odbyć się live!
Dotknęłam tylnej kieszeni swoich spodni, by wyszukać w nich swojej komórki, która wyróżniała się z materiału położonego na płaskiej pupie. Włożyłam dłoń w poszukiwaniu komórki do cienkiej kieszonki i po dokładnym zapoznaniu się z tą częścią spodni wyjęłam aparat, trzymając go w prawej dłoni.
Zakładka kontakt wyświetliła się po kliknięciu na lewy przycisk na dotykowym ekranie nazwany Kontakty. Nie musiałam długo studiować tej szuflady, gdyż imię blondynki zaczynało się na literę A. Jej zdjęcie wyskoczyło po wejściu w jej kontakt. Kliknęłam znajdującą się w dolnym rogu zieloną słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha.
Sygnały sygnalizujące czekanie to najgorsza część rozmowy. Okropny dźwięk od małego irytował moją osobę i to nie zmieniło się do dnia dzisiejszego.
- Tu poczta głosowa Amy Jerkins aktualnie zapewne kupuję kolejne buty lub po prostu jestem zajęta - Poczta głosowa?! - Zostaw wiadomość, buzi! - Czy ona robi sobie ze mnie jaja?! Plecami oparłam się o ścianę, z hukiem pozwalając oddać się płaszczyźnie. Wkurzała mnie ta dezorganizacja i miałam w planach temu zapobiec.
- Tylko jak, skoro moja kochana koleżanka pojechała sobie na wakacje - prychnęłam po nosem, twarz kryjąc w dłoniach.
z perspektywy Zayna
Zaciągnąłem się mocno trzymanym w dłoni papierosem, gdy drzwi się uchyliły. 'Pewnie Emily przyszła po więcej' przemknęło mi przez myśli, a na ustach pojawił się chytry uśmieszek. Moje zdziwienie było tym większe, gdy okazało się, że do kanciapy wszedł nie kto inny, tylko pan cudowny, czytaj, Styles.
-Daj mi fajkę -powiedział wkurzony. Jako że byłem dziś wyjątkowo znudzony, podarowałem mu, o co prosił w celu wyciągnięcia z niego powodu zdenerwowania. Usiadł na drewnianej, zniszczonej szafce w kącie pokoju i udawał, że umie palić. Zawsze mnie bawiło, gdy ktoś brał się za palenie, nie mając nawet nikłego pojęcia o tym, jak powinno się zaciągać. Wypalił papierosa i zakłócając mój spokój, siedział, tępo gapiąc się w ścianę i pomrukując coś pod nosem.
-Co jest? -zapytałem bez cienia zainteresowania. Wiedziałem, że to go zachęci. Nie mógł znieść myśli, iż jego towarzystwo nudzi kogokolwiek.
-Camille bawi się ze mną w podchody -zaczął, prawdopodobnie myśląc, że zainteresuje mnie jego podbój. Szczerze uważałem tą kobietę za kompletnie zakompleksioną, a Harry'ego za niezłego lizusa, więc jego zdobycz była dla mnie niezwykle marna. Większym wyzwaniem byłaby dla niego Amy, która oficjalnie go nienawidzi. To dopiero próba sił!
Mruknąłem coś w odpowiedzi do loczka i ruszyłem na poszukiwania blondynki. Jakoś szczególnie nie interesowała mnie jej osoba, ale chciałem za wszelką cenę pozbyć się konkurencji, którą niestety jej głupi zespolik był. Co jest lepszego od dwóch skłóconych dziewczyn? Poza tym najłatwiej zdobyć te zranione.
Gdy wyszedłem na korytarz, zobaczyłem skołowanego Louisa, który chodził w tą i we wte. Wyglądał na nieźle wytrąconego z równowagi, a wzrok miał spuszczony. Jakoś wyjątkowo interesuje cię podłoga Tomlinson...
-Co jest? -zapytałem tym razem nad wyraz zmartwiony. Tak łatwo ich rozszyfrować. Louis był osobą zapewniającą rozrywki. Nie mógł pozwolić, by ktoś smucił się z jego powodu. Jednak sprawa gryzła go na tyle mocno, że postanowił się nią ze mną podzielić.
-Nic... Znaczy... Bo Amy.. Ona.. Ona chyba odeszła -wydusił wreszcie, a ja zostawiłem go samego, kierując się do małego parczku przed domem. To mi popsuje całą zabawę! Wyciągnąłem zdenerwowany telefon i wybrałem numer blondynki.
Jeden sygnał. Drugi...
-Halo? -usłyszałem ściszony głos.
-Hej Amy, słyszałem dziwną plotkę, że odeszłaś. Powiedz, że to nieprawda.
-Chciałabym -westchnęła. -Ale moi rodzice to uknuli.
-Gdzie jesteś? -zapytałem, mając nadzieję, że niedaleko. Serio. Miałem taką nadzieję.
-W taksówce do domu. To chyba miała być kara. Wsadzili mnie tu i powiedzieli kierowcy, żeby na mnie uważał i nie dał się przekupić, bo i tak dadzą więcej -usłyszałem, jak gryzie się w język. Ach Jerkins, czyli dlatego nie mówiłaś o rodzicach? Niezła historia. -A tak serio to siedzę sobie w domu i oglądam głupie seriale -zaczęła się plątać. -Nie nadaję się do tego programu. Przeproś ode mnie Emily -powiedziała i chyba miała zamiar się rozłączyć, ale szybko ją zatrzymałem.
-A co z Harry'm? -zapytałem, gorączkowo wymyślając w mojej głowie chytry plan, który powinien ją zawrócić.
-Niby co ma z nim być? -zapytała, prychając.
-Nie chcesz mu utrzeć nosa? -zapytałem przebiegle. -Będzie myślał, ze odeszłaś przez niego -zacząłem niepewnie.
-A co myślisz mam z tym zrobić?! -wybuchła. -Nie mam po co wracać. No bo co mi niby po tym...
-Mogę ci pomoc -przerwałem jej. - Sprawić, że zobaczy, co stracił. Wystarczy tylko, ze wrócisz. Musisz wrócić.
-Ale co jeśli...
-Musisz! -położyłem duży nacisk na tym słowie, nie dając jej dojść do głosu i pozbierać myśli. Usłyszałem, jak bierze głośny wdech i równie dźwięcznie wypuszcza powietrze.
-Postaram się -wyszeptała, a w słuchawce usłyszałem sygnał przerwanego połączenia.
Mój głos łamał się na każdym słowie - nie potrafiłam wypowiedzieć nic i żaden wyraz nie przechodził mi łatwo przez gardło. Starałam się opanować każdy z nich, by móc poprawnie wypowiedzieć choćby pojedyncze zdanie bez jakichkolwiek nowel i innych przeszkód.
Wyswobodziłam się z jego mocarnego uścisku, spoglądając na szeroki lazur jego błękitnych tęczówek.
- Tylko proszę - dodałam słabo - nie mów nikomu.
Westchnął, odwracając wzrok. Wiedziałam, że chciał mi w jakiś sposób pomóc, ale to nie było najlepsze rozwiązanie - opowiadać wszystkim o problemach psychicznych jebniętej blondynki. Wkurzało mnie to, że nie miałam silnej psychiki i nie potrafiłam sterować swoim umysłem. Poddawałam się każdej słabej myśli, która wpadła na szybko do głowy, opuszczając ją w smutnej sytuacji.
Bolało mnie to, że nie byłam samodzielna, a ktoś - nieważne kto - zawsze musiał trzymać mnie za rękę, żebym nie zrobiła sobie broń Boże krzywdy, a w tym wypadku tę rolę przejął Niall, który w pełni rozumiał wszystko prócz tego.
Wymuszanie wymiotów nie było prowokowaniem publiki czy też ściąganiem na siebie uwagi. Nie. Po prostu potrzebowałam własnej uwagi. Uwagi dla samej siebie, co było najgorszą i najbardziej trudną rzeczą do zdobycia, lub uzyskania jej niewielkich procentów.
Spojrzał na mnie krótko.
- Obiecuję - odparł, wzdychając. Można było się domyślić, że nie pochwalał takich aktywności. Widać było to po jego chłodnym wzroku wymierzonym w moją skuloną w jego ramionach osobę. Wtuliłam się mocniej w jego dość dobrze zbudowaną klatkę piersiową, kuląc ramiona tak by jego mocne ręce ogrzewały całe moje drobne w porównaniu do jego ciała.
Mój oddech stawał się co raz płytszy. Bardziej równy i miarowy, a ja sama uspakajałam się, co chwila upewniając się, że jego dotyk nie jest jakimś nastoletnim snem a uścisk tylko marzeniem. Kurczowo trzymałam się jego mocnej dłoni, która uglęzła na mojej talii. Nadal miałam zamknięte oczy, bojąc się że to, że trzyma mnie w swoich ramionach może okazać się tylko pięknym snem. I mimo to, że w żaden sposób nie byłam od niego uzależniona potrzebowałam jego obecności, dotyku czy choćby uśmiechu, który mimowolnie rozświetlał mój nijaki dzień.
- Powinieneś już iść - mruknęłam, odrywając się od jego klatki piersiowej by ukraść jedno spojrzenie z tych pięknych blado błękitnych tęczówek iskrzących się w smutku i blasku lampki zawieszonej na obskrobanym suficie, lekko kołyszącej się w rytm nikłego powietrza - na pewno chłopcy na Ciebie czekają.
Westchnął bezradnie.
- Tak masz rację - szepnął, po czym przytulił mnie ze zdwojoną siłą i odrywając się ode mnie posłał mi szczery uśmiech. Przytrzymał mój nadgarstek w miejscu tatuażu i szepnął - obiecałaś, prawda?
Kiwnęłam głową twierdzącą, a chłopak ze spokojem opuścił pokój, nie żegnając się ze mną ani jednym słowem na koniec naszej rozmowy.
Opadłam na niepościelone łóżko Amy, której brak zaczynał mi doskwierać a samotność, która bez niej wypełniała mnie niczym woda plastikowe naczynie lała się na mnie hektolitrami.
Gdzie ona jest, pomyślałam, biegiem wychodząc z naszego wspólnego pokoju. Współlokatorka nie raczyła mnie nawet powiadomić o swoim zniknięciu celowym bądź nie.
- Co ona sobie myśli - mruknęłam do siebie, przemierzając każdy pokój w poszukiwaniu blondynki, która postanowiła ulotnić się w najbardziej ciężkim dla nas obu momencie - przecież za trzy tygodnie ma odbyć się live!
Dotknęłam tylnej kieszeni swoich spodni, by wyszukać w nich swojej komórki, która wyróżniała się z materiału położonego na płaskiej pupie. Włożyłam dłoń w poszukiwaniu komórki do cienkiej kieszonki i po dokładnym zapoznaniu się z tą częścią spodni wyjęłam aparat, trzymając go w prawej dłoni.
Zakładka kontakt wyświetliła się po kliknięciu na lewy przycisk na dotykowym ekranie nazwany Kontakty. Nie musiałam długo studiować tej szuflady, gdyż imię blondynki zaczynało się na literę A. Jej zdjęcie wyskoczyło po wejściu w jej kontakt. Kliknęłam znajdującą się w dolnym rogu zieloną słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha.
Sygnały sygnalizujące czekanie to najgorsza część rozmowy. Okropny dźwięk od małego irytował moją osobę i to nie zmieniło się do dnia dzisiejszego.
- Tu poczta głosowa Amy Jerkins aktualnie zapewne kupuję kolejne buty lub po prostu jestem zajęta - Poczta głosowa?! - Zostaw wiadomość, buzi! - Czy ona robi sobie ze mnie jaja?! Plecami oparłam się o ścianę, z hukiem pozwalając oddać się płaszczyźnie. Wkurzała mnie ta dezorganizacja i miałam w planach temu zapobiec.
- Tylko jak, skoro moja kochana koleżanka pojechała sobie na wakacje - prychnęłam po nosem, twarz kryjąc w dłoniach.
z perspektywy Zayna
Zaciągnąłem się mocno trzymanym w dłoni papierosem, gdy drzwi się uchyliły. 'Pewnie Emily przyszła po więcej' przemknęło mi przez myśli, a na ustach pojawił się chytry uśmieszek. Moje zdziwienie było tym większe, gdy okazało się, że do kanciapy wszedł nie kto inny, tylko pan cudowny, czytaj, Styles.
-Daj mi fajkę -powiedział wkurzony. Jako że byłem dziś wyjątkowo znudzony, podarowałem mu, o co prosił w celu wyciągnięcia z niego powodu zdenerwowania. Usiadł na drewnianej, zniszczonej szafce w kącie pokoju i udawał, że umie palić. Zawsze mnie bawiło, gdy ktoś brał się za palenie, nie mając nawet nikłego pojęcia o tym, jak powinno się zaciągać. Wypalił papierosa i zakłócając mój spokój, siedział, tępo gapiąc się w ścianę i pomrukując coś pod nosem.
-Co jest? -zapytałem bez cienia zainteresowania. Wiedziałem, że to go zachęci. Nie mógł znieść myśli, iż jego towarzystwo nudzi kogokolwiek.
-Camille bawi się ze mną w podchody -zaczął, prawdopodobnie myśląc, że zainteresuje mnie jego podbój. Szczerze uważałem tą kobietę za kompletnie zakompleksioną, a Harry'ego za niezłego lizusa, więc jego zdobycz była dla mnie niezwykle marna. Większym wyzwaniem byłaby dla niego Amy, która oficjalnie go nienawidzi. To dopiero próba sił!
Mruknąłem coś w odpowiedzi do loczka i ruszyłem na poszukiwania blondynki. Jakoś szczególnie nie interesowała mnie jej osoba, ale chciałem za wszelką cenę pozbyć się konkurencji, którą niestety jej głupi zespolik był. Co jest lepszego od dwóch skłóconych dziewczyn? Poza tym najłatwiej zdobyć te zranione.
Gdy wyszedłem na korytarz, zobaczyłem skołowanego Louisa, który chodził w tą i we wte. Wyglądał na nieźle wytrąconego z równowagi, a wzrok miał spuszczony. Jakoś wyjątkowo interesuje cię podłoga Tomlinson...
-Co jest? -zapytałem tym razem nad wyraz zmartwiony. Tak łatwo ich rozszyfrować. Louis był osobą zapewniającą rozrywki. Nie mógł pozwolić, by ktoś smucił się z jego powodu. Jednak sprawa gryzła go na tyle mocno, że postanowił się nią ze mną podzielić.
-Nic... Znaczy... Bo Amy.. Ona.. Ona chyba odeszła -wydusił wreszcie, a ja zostawiłem go samego, kierując się do małego parczku przed domem. To mi popsuje całą zabawę! Wyciągnąłem zdenerwowany telefon i wybrałem numer blondynki.
Jeden sygnał. Drugi...
-Halo? -usłyszałem ściszony głos.
-Hej Amy, słyszałem dziwną plotkę, że odeszłaś. Powiedz, że to nieprawda.
-Chciałabym -westchnęła. -Ale moi rodzice to uknuli.
-Gdzie jesteś? -zapytałem, mając nadzieję, że niedaleko. Serio. Miałem taką nadzieję.
-W taksówce do domu. To chyba miała być kara. Wsadzili mnie tu i powiedzieli kierowcy, żeby na mnie uważał i nie dał się przekupić, bo i tak dadzą więcej -usłyszałem, jak gryzie się w język. Ach Jerkins, czyli dlatego nie mówiłaś o rodzicach? Niezła historia. -A tak serio to siedzę sobie w domu i oglądam głupie seriale -zaczęła się plątać. -Nie nadaję się do tego programu. Przeproś ode mnie Emily -powiedziała i chyba miała zamiar się rozłączyć, ale szybko ją zatrzymałem.
-A co z Harry'm? -zapytałem, gorączkowo wymyślając w mojej głowie chytry plan, który powinien ją zawrócić.
-Niby co ma z nim być? -zapytała, prychając.
-Nie chcesz mu utrzeć nosa? -zapytałem przebiegle. -Będzie myślał, ze odeszłaś przez niego -zacząłem niepewnie.
-A co myślisz mam z tym zrobić?! -wybuchła. -Nie mam po co wracać. No bo co mi niby po tym...
-Mogę ci pomoc -przerwałem jej. - Sprawić, że zobaczy, co stracił. Wystarczy tylko, ze wrócisz. Musisz wrócić.
-Ale co jeśli...
-Musisz! -położyłem duży nacisk na tym słowie, nie dając jej dojść do głosu i pozbierać myśli. Usłyszałem, jak bierze głośny wdech i równie dźwięcznie wypuszcza powietrze.
-Postaram się -wyszeptała, a w słuchawce usłyszałem sygnał przerwanego połączenia.
Uśmiechnąłem się sam do siebie usatysfakcjonowany i stwierdziłem, ze zasłużyłem
sobie na papierosa. Wyciągnąłem jednego z paczuszki, gdy usłyszałem głośny warkot. Ruszyłem w jego stronę, by dowiedzieć się, o co chodzi i zauważyłem Emily wysiadającą z gruchotu,
zwanego samochodem. Zaraz za nią auto opuścił Niall, który powiedział coś do niej uradowany, po czym mocno ją przytulił. Nie psuj mi szyków,
Horan! Podszedłem do nich powoli i rzuciłem zwykle: "hej", na które
odskoczyli od siebie, jak oparzeni.
Bardziej
ona od niego.
-Hej -wyszeptała przygaszona. No Malik, teraz masz swój moment! Podszedłem do niej i schyliłem się, by nasze oczy były na tym samym
poziomie.
-Co jest? -zapytałem troskliwie, a ona spuściła smutna wzrok.
-To może ja was zostawię -rzucił przyjaźnie Horan, na co posłałem mu lekki uśmiech, gdy blondynka przygryzła tylko dolna wargę, nie odwracając wzroku od swoich butów. No
dalej Emily, nie mamy całego dnia!
Kiedy wreszcie zdecydowała się podnieść wzrok, w jej oczach zauważyłem łzy, przez które momentalnie zmiękłem.
-Hej, hej, nie płacz -powiedziałem słabo, ocierając pojedyncze łzy na
jej policzkach. -Co się stało? -ponowiłem pytanie, a ona westchnęła ciężko.
-Amy... -wyjąkała cicho.
-Co z nią? -ponagliłem, gdy nie doczekałem się z jej
strony niczego więcej.
-Ona... -wzięła głęboki wdech. -Ona zniknęła. Nie ma jej od dwóch dni. Pojechałam przed chwila do Simona i... I on powiedział, ze nas
zdyskwalifikuje, jeśli ona za dwa dni nie wróci.
Dyskwalifikacja! Malik, idioto, nie mogłeś o tym pomyśleć wcześniej?!
Zawsze jednak mogę wyjść na bohatera. Jej rycerza na białym koniu. Wystarczy to tylko dobrze rozegrać!
-Załatwię to -powiedziałem pewnie, a dziewczyna posłała mi kpiące spojrzenie. -Zaufaj mi -dodałem i ruszyłem przed siebie, niby obmyślając jakiś bardzo skomplikowany plan.
Witomy!
Jejku, już dochodzimy do końca tomu I a mi nadal wydaje się to tak, jakbyśmy zaczynały to opowiadanie wczoraj :') Tak niezmiernie się cieszę!
Serdecznie dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim postem. Jak chcecie to potraficie :)))
No nic, mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i bardzo mocno zapraszam do komentowania.
Kochamy Was,
Emily xoxo
Hej hej!
Mam na rękach gumowe rękawiczki, bo zaraz wracam do sprzątania, ale mam dla Was rozdział... :)
Szczerze Wam się przyznam, że bardzo się leniłam w ten weekend i za opóźnienie jestem całkowicie odpowiedzialna, żeby nie było na Emily.
Te dwa rozdziały (bo poprzedni również) postanowiłyśmy zużyć na chłopaków. Także perspektywa Malika należy do mnie i mam nadzieję, że się nią nie zawiedziecie. Bardzo dobrze mi się ją pisało i chyba to widać. :)
Do kolejnego i przypominam o letswork, na które wracam w grudniu :)
Amy xxx
Świetny! Tylko Malika już nie lubię :/
OdpowiedzUsuńświetny i już nie mogę się doczekań następnego :)
OdpowiedzUsuńKocham Was <33
OdpowiedzUsuńmega wciągające;o najlepszy jak dotychczas! <3
OdpowiedzUsuńJejuu... co to za gówno, w ogóle nie umiecie pisać... Beznadziejne.
OdpowiedzUsuńŻart :) Rozdział jak zawsze świetny, chociaż mam po nim mieszane uczucia co do Malik'a...
No nic. Zobaczymy co dalej <3
Weny xoxoxo
@x_Moments_