poniedziałek, 23 grudnia 2013

TOM I: część jedenasta

z perspektywy Emily

Westchnęłam,przywitaćć w x na łóżko obiętaok mojej blond koleżanki, malującej paznokcie. Kompletnie mnie olewała isięświęcała mi żmiałiętaok y i, co powoli zaczynało irytować moją osobę.
Chrząknęłam pod nosem, chcąc wybudzić moją znajomą z transd, w któświenęnajwiększych  jak na łodzi, jednak nawet taki odgłos nie pomógł mi zwrócić na siebie jarozdziałachcząsteczki z jej uwagi. Nadal udawało jej się idealnie malować płytkę paznokcia kompletnie mnie ignorując. No błagam!
- Emily! - wzburzyła się gdy specjalnie uderzyłam ją w prawe ramię, przez co pędzelek lakieru wykrzywił swoje włosie i krzywo zamalował część jej ręki. - Co ty właśnie zrobiłaś?! - jej ton był tak złośliwy jak ja w Święto Dziękczynienia, gdy nie dostałam ulubionej cząstki tortu.
- Oops? - jęknęłam niewinnie, wzruszając ramionami. Złość w jej oczach lała się jak fontanna i zapewne można było wyczuć ją zza drzwi lub nawet dalej. - No sorry, to ja powinnam się na Ciebie gniewać - poczułam buzujące w jej ciele pioruny, które przekazała mi w jednym spojrzeniu. - To ty malujesz sobie paznokcie, kiedy powinnyśmy ćwiczyć!
Jej wzdychanie wypełniło pokój, a dźwięk został rozniesiony przez płynące przez powietrze echo. Wręcz można było poczuć jak z pełną aktorską gracją przewraca oczami jakby w dramatycznym serialiku na stacji muzycznej, do którego z pewnością by się nadawała. Och, to mało powiedziane!
- Nawet nie mamy piosenki - jej złośliwy ton był tak bardzo wyniosły, że tu na miejscu miałam ochotę przekrzywić jej tą piękną pyskatą buźkę. Przymróżyłam oczy, chcąc spiorunować ją wzrokiem. Może to podziała, pomyślałam lekko rozbawiona i zarazem wytrącona z równowagi.
- Więc może czas udać się do Simona? - może i starałam się być tak wyniosła jak ona, jednak to wcale mi nie wychodziło. Byłam nauczona szacunku do drugiego człowieka i zawsze starałam się go wysłuchać. Chociaż próbowałam. - Nie sądzisz, że jeśli z takim zapałem będziemy przygotowywać się do występów live, to już możemy się pakować? - jej oczy nadal był skupione na różowym papierze ściernym, zwanym pilnikiem do paznokci. - Amy do cholery jasnej Jerkins! - krzyknęłam, a dziewczyna podskoczyła jak przestraszona. - Proszę Cię! - przełknęłam ślinę, czując jak jej duże, niebieskie tęczówki ustępują rozszerzającym się źrenicom. - Nie chce odpaść z powodu twoich zwykle potrzebujących troski i opieki paznokci.
Przewróciła oczami, a jej arogancja wywołała gęsią skórę na moim ciele i cienki dreszczyk odbijający się po każdej ściance żyły. Nie miłe uczucie jak za pomocą magicznej różdżki rozeszło się po każdym nerwie. Natychmiastowo się spięłam, zaciskając palce na kołdrze marszcząc ją niedbale.
- Może masz rację - westchnęła, rezygnując ze swojej zwycięskiej maniery, której używała w większości swoich wypowiedzi. Denerwowała mnie ta pogarda i wyższość z jej strony. Nic tylko z zadartym nosem na innych, prawda J? - Może faktycznie powinnyśmy zabrać się do pracy - przełknęła ślinę, wiercąc się na materacu. - Chodźmy do Simona - podsumowała, klapiąc rękami w kolana entuzjastycznie.
- Dzisiaj miał być tu przez cały dzień - uśmiechnęłam się w stronę koleżanki, pomagając wstać jej z wąskiego, chwiejącego się już łóżka.
- Ale mamy szczęście - zaszczebiotała, wypychając mnie z pokoju ruchem ręki. Oparłam się o ścianę, obserwując jak jej sprawne i szczupłe ręce radzą sobie, a raczej starają się poradzić sobie z zamkiem u drzwi. - Cholera - zaklęła pod nosem, tupiąc srebrnymi botkami o miękką wykładzinę.
- Daj - zaśmiałam się, podchodząc do niej pewnym krokiem. Jednym ruchem ręki odebrałam jej klucze z dłoni i wepchnęłam je do dziurki. Przekręciłam go dwa razy i włożyłam jej miedź do kieszeni, puszczając jej oczko.
Nic nie mówiąc odwróciła się do mnie plecami, ciągnąc moją rękę w stronę pokojów w których zazwyczaj przesiadywali jurorzy pomiędzy środą a sobotnim wieczorem, by dopilnować uczestników i ich uczestnictwo oraz oddanie dla prób. Od momentu zakończenia odcinków live mieli parodniową przerwę. Śmiało można nazwać to wydłużonym weekendem lub po prostu urlopem. Jak kto woli.
- Jak myślisz - zaczęła, szturchając mnie w ramię. Ten nietakt był uciążliwy - jaką piosenkę wybierze nam Simon? - przełknęłam ślinę na samą myśl o występie live. Nie. Ja wcale nie obawiam się tego, że możemy wrócić do domu gdy coś zababrzemy. W ogóle. - Mogę spodziewać się czegoś od Britney albo Madonny?
Czasami zastanawiałam się czy ona kiedykolwiek miała normalnych znajomych, z którymi mogła napić się piwa? Czy kiedykolwiek wymknęła się pomijając zakaz rodziców? Wydawałoby się, że nigdy o takim czymś nie pomyślała, lub nawet nie miałą takiej odwagi. Była moim totalnym przeciwieństwem. Luksusowe życie, aspołeczność i wręcz nierealna oaza spokoju.
Bo kto w tych czasach nie stara się wyglądać na normalnie ułożonego?
- Na pewno - mój słaby uśmiech widocznie wpowadził ją w nastrój gdyż sama ukazała mi swoje równe, można powiedzieć idealne uzębięnie w odcieniu jasnej i rażącej moje oczy bieli. Auć.
- Uf, już myślałam, że będziemy musiały śpiewać piosenkę Beatelsów czy coś - zażartowała, a jej śmiech odbił się na moich uszach, wibrując na bębenkach.
- No widzisz - odparłam słabo, zaciskając pięści. Prawą ręką zastukałam w drewnianą płytę trzy razy, czekając aż ktoś wyłoni się zza drzwi ze sztucznym uśmiechem prowadząc nas do środka. Nim zdążyłam głupawo wypuścić powietrze ust, przed nami wytransportowała się Denice - producentka programu. Miła i spokojna kobita o dość dużej wiedzy. Da się lubić, mimo tej swojej skwaszonej miny odstraszającej każdego kto koło niej przejdzie. Lub kiedy ją zobaczy.
- Co was tu sprowadza dziewczynki? - spytała, spoglądając na nas z lekka podirytowana. Amy dygnęła lekko, chcąc w jakiś sposób powitać się z nią lub okazać jej szacunek. Prawdopodobnie.
- Jesteśmy tu do Simona - wyrwałam się. Obie skupiły się na mnie. Nawet blondynka, która do tej pory nie okazywała mi swojego zainteresowania. Głośne przełknięcie śliny przerwało krępującą ciszę tworząc ją na jeszcze bardziej... krępującą? Tak. Bardzo bardzo krępującą.
- Proszę za mną. - Ugh! I ten oficjalny ton! Gorzej być nie mogło. Czuję się jakbym miała walczyć o swoje być albo nie być w tym programie. A przecież szłyśmy tylko dogadać się z Cowellem na temat głupiej piosenki. Która tak naprawdę znaczyła bardzo wiele. - Simon będzie u siebie w gabinecie - oznajmiła, odwracając się do ciemnowłosej asystentki. - Veronica! - jej krzyk rozniósł się po wąskim holu. - Gdzie jest moja latte?! - Drobna kobieta dygnęła i poprawiając słuchawki na uszach zanotowała prośbę, a raczej groźne polecenie swojej szefowej. - Kawka, herbatka? - zwróciłą się do nas, na co kiwnęłam głową przecząco.
- Caramel Machiatto - uśmiech Amy był tak sztuczny, a jej lśniące zęby połyskiwały w blasku lampy. - Venti Caramel Machiatto - powtórzyła obserwując jak ciemnowłosa kobieta bazgrze coś na kartce swoim czarno piszczącym długopisem.
- Zaraz przyniosę - jęknęła nieśmiało. Drobna sylwetka ulotniła się za rogiem i tyle ją widziałam.

z perspektywy Amy

Jaki cudowny dzień! Nie dość, że paznokcie mi wyszły, co zdarza się niezmiernie rzadko to jeszcze dostanę moją kochaną kawkę! To jedna z tych rzeczy, których najbardziej mi tu brakuje. Czy może być piękniej? Tak. Jeżeli dostaniemy idealną piosenkę to będzie jeden z lepszych dni. Ostatni tydzień był dla mnie bardzo trudny i mam nadzieje, ze pogrążenie się w pracy pomoże mi, choć trochę, o nich zapomnieć.
Veronica otworzyła przed nami drzwi do gabinetu Simona i zniknęła w korytarzu za rogiem. Weszłyśmy do środka, gdzie mężczyzna stał już za swoim biurkiem. 
 -Hej dziewczyny, siadajcie -rzucił luźno, a my powoli podeszłyśmy do krzeseł. Emily szybko zajęła miejsce przed Simonem, a ja ruszyłam w jej ślady, dopiero gdy on usiadł. Chyba będę musiała nauczyć tą dziewczynę savoir-vivre'u. Jednak szybko zapomniałam o moich zastrzeżeniach względem dziewczyny, gdy usłyszałam najcudowniejsze zdanie na świecie z ust mojego idola: 
-Dobrze, że wróciłaś Amy. 
Uśmiechnęłam się do niego szeroko na te słowa i skinęłam lekko głową. 
-Dobrze być z powrotem -odpowiedziałam, a on jakby przywołał się do porządku, zawracając swoje spojrzenie na Emily. 
-Co was sprowadza? -zapytał przyjaźnie. 
-Chciałyśmy spytać, czy wybrałeś już dla nas piosenkę i kiedy możemy zacząć z tobą ćwiczyć? -wyjąkała Emily. Zdziwiło mnie jej zakłopotanie, gdyż  mężczyzna zachowywał się całkowicie swobodnie w naszym towarzystwie. Kiwnął głową i wysunął jedną z szuflad swego biurka, by podać nam dwie kartki. 
-To odpowiedź na wasze pierwsze pytanie. Zaśpiewacie piosenkę Mariny and the Diamonds. Bardzo mi do was pasuje i myślę, że wokalnie dacie rade. To dla was duże wyzwanie, ale dlatego mnie macie. By stawiać przed wami wysoko poprzeczkę. Macie przez nią skakać, najwyżej, jak potraficie, a nawet wyżej. Co do tego, kiedy zaczniemy wspólna prace to chce, żebyście najpierw zgrały się jako zespół. Dlatego przez te dwa dni macie próbować ze specjalistami, ale beze mnie i kamer. Macie być sobą i nauczyć się, kim jesteście i kim chcecie być przed kamerami. Po tych dwóch dniach do was dołączę i zaczniemy wspólną prace. Pamiętajcie,  że mamy mało czasu -zakończył swój monolog i wstał. Odruchowo ruszyłam w jego ślady, a zaraz za mną Emily. 
-Nie zawiedźcie mnie dziewczyny -co w jego języku znaczyło: "Możecie odejść". Pokiwałyśmy równo głowami, jak pieski w samochodzie i ruszyłyśmy do naszego pokoju. Gdy tylko się w nim znalazłyśmy rzuciłam się na łózko. 
-Już mam dość! -jęknęłam zmęczona. Wiedziałam, ze właśnie teraz zacznie się ciężka praca, od której, na samą o niej myśl, byłam wyczerpana. Emily wzruszyła tylko ramionami, po czym sięgnęła po swój telefon, z którego za chwilę poleciała nasza piosenka. Od razu usiadłam na łóżku, chwytając kartkę z tekstem w dłonie i próbowałam wpasować się w melodie. Simon miał rację. Ta piosenka była, jak pisana dla nas! Wiedząc, że będę śpiewać coś takiego, od razu odechciało mi się spać. 'Nie ciesz się tak głupia, bo jeszcze będziesz rzygać tą piosenką" szepnął wredny głosik w mojej głowie, który od razu uciszyłam, by móc zatracić się w piosence. Po trzecim przesłuchaniu melodii, Emily podekscytowana spojrzała mi w oczy. 
-Jak ja dzielimy? -prawie podskakiwała na łóżku. Wzruszyłam ramionami. 
-Nie wiem... Zwrotka, zwrotka, a refren i bridge razem?
Pokiwała powoli głową, notując coś na swojej kartce. 
-Idę po jabłko -westchnęłam i ruszyłam w stronę drzwi. 
-Jak nie wrócisz za pięć minut, zacznę cię szukać. Kiwnęłam głową i wyszłam z pokoju. 
'Jasne, zaczniesz mnie szukać i zostawisz piosenkę sama...'. Nie były to miłe myśli, ale miałam już dość tego, że na każdym kroku byłam kontrolowana. Mój humor został jeszcze bardziej popsuty, gdy skręciłam na schody za pokojem Rebecci. O ścianę oparty stał Styles, wbijając we mnie przenikliwe spojrzenie swoich zielonych oczu. Przewróciłam swoimi i omijając go szerokim łukiem, zbiegłam z pierwszych pięciu stopni. 
-Dokąd ci tak spieszno, śliczna? -zawołał za mną. Rozejrzałam się dookoła, ale nikogo nie zauważyłam. Musiał mówić do mnie. Tylko po co? Jaki miał w tym interes? Odwróciłam się na piecie i zdążyłam pokonać dwa stopnie, gdy za sobą znów usłyszałam ochrypnięty głos: 
-Nie zasługuje nawet na marne: biegnę do Liama, by się z nim po obściskiwać? 
 Prychnęłam pod nosem, jednak nie odwróciłam się. Jeszcze, by sobie coś pomyślał. Stałam tak na schodach, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Nagle za sobą poczułam ciepło drugiego ciała. Musiałam być nieźle rozkojarzona, skoro nie usłyszałam, jak pokonał odległość między nami, zważywszy na to, ze te schody okropnie skrzypią. Złapał mocno moje biodra, tak, jak zawsze śniło mi się, ze robi mój wymarzony chłopak, przybliżając do siebie. Poczułam jego cieple wargi przy moim uchu, gdy wyszeptał: 
-Tęskniłem. 
'Tak samo przywitał mnie Louis' przemknęło mi przez głowę, gdy owinął mnie jego ciepły oddech, a ręce powoli odwracały mnie do niego. Cholera. Wzięłam głęboki wdech, po czym, tylko dzięki moim twardym zasadą na temat poczucia własnej godności, odepchnęłam go od siebie i zbiegłam szybko po schodach. To było złe. Bardzo, bardzo złe. I nie powinno się zdarzyć ponownie. Nie może. Nie, bo tak mnie potraktował. Nie mogę zapomnieć o tym, co mi zrobił. To nie pójdzie mu tak łatwo! Kolejny raz skręciłam w lewo, kierując się do kuchni. Zastałam tam Zayna, siłującego się z oknem. 
-Dalej chcesz mi pomóc? -zapytałam nadal nabuzowana. Mulat odwrócił się w moją stronę, bym mogła ujrzeć, jak na jego ustach pojawia się co raz szerszy uśmiech.

z perspektywy Harry'ego

Odbiłem się od ściany, wyciągając z kieszeni szerokiej bluzy zarumienione jabłko i potarłem jego skórkę materiałowym rękawem od okrycia. Wbiłem zęby w owoc, zaciągając się pięknym zapachem słodyczy. Przegryzłem to co miałem w ustach, odrywając się od soczystej powierzchni. Przełknąłem ślinę, wzrokiem poszukując windy, która ni stąd ni zowąd wyrosła przede mną jak stałem.
Nacisnąłem guzik, który po moim dotyku zaświecił się na czerwono. Cichy dźwięk zasygnalizował, że mój środek komunikacji pomiędzy piętrami czeka na mnie, dlatego też bez zastanowienia wpakowałem się do pudła wciskając odpowiedni numerek.
Dziwili mnie ludzie z klaustrofobią, którzy bali się takich przestrzeni. Dla mnie coś takiego to czad i sam mógłbym siedzieć w takiej placówce, gdybym tylko miał tu co robić.
No właśnie.
Co mogę zrobić.
Amy skreśliła mnie jednym ruchem ręki i raczej moje szanse u niej są tak wielkie jak niewielkie, czyli mogę starać się już o względy drugiej koleżanki, która wysoko utrzymywała się na naszej giełdzie zakładów.
Nie chciałem nikogo ranić, ani nikomu podcinać skrzydeł, lecz jeśli chodzi o mnie i o Zayna to... Nie. Nie mogę pozwolić mu wygrać. Już i tak wygrał za dużo. Amy to dużo. Nawet bardzo dużo.

Hej hej!
Witamy po długiej przerwie, mam nadzieję, że tęskniłyście! :)
Wielkimi krokami zbliżamy się do końca części pierwszej, prawie niczym Mikołaj z workiem!
Tak, udziela mi się...
Chciałabym z całego serduszka podziękować Wam za spełnianie mojego marzenia, dotyczącego pisania, bo bez Was byłabym tylko żałosną dziewczynką, która nie miałaby nic ważnego do przekazania światu! :)
Życzę Wam, żebyście były w stanie przeżyć to, co ja, tą miłość do obserwatorów. Poza tym macie się napchać jedzeniem, by poszło w cycki! Spełniać marzenia od Nowego Roku i bawić się niesamowicie w Sylwestra! <3
Buziaki słoneczka,
Amy xxx


A więc chciałabym Was serdecznie przywitać na rozdziale jedenastym, przed przed ostatnią częścią TOMU I. Nadal z Koni zastanawiamy sie nad tworzeniem TOMU II i mam nadzieje że chcecie nas tu jeszcze troszke :)
Ten rozdział to taki prezent od nas i mam nadzieje że te święta spędzicie w wyjątkowej atmosferze, byście otrzymały kupę wymarzonych prezentów, byście miały szansę spotkać swoich idoli i co najważniejsze, żeby wszystkie wasze marzenia się spełniły - nawet te najmniejsze jak i te największe.
No i mam nadzieję, że wy zrobicie nam choćby mały podarunek i skomenrujecie rozdział choć krótko?:)
Kochan Was,
Emily xo

3 komentarze:

  1. Kocham Kocham Kocham Kocham twój blog rozdział cudowny jak zawsze. Stoo lat i dużo marchewek Lou i Wesołych Świąt !! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. dziewczyny nie ma co się zastanawiać nad Tomem drugim tylko go pisać :) rozdział super :) nie moge się doczekać następnego :) wam również wszystkiego co najlepsze w te Święta i Nowym roku, spełnienia marzeń i dużo pomyslów i chęci do pisania :)

    OdpowiedzUsuń
  3. SPAM SPAM SPAM
    FOLLOW YOUR HEART

    Dwójka przyjaciół, w młodości wybiera się w podróż dookoła świata. Za ich przyjaźnią, tak naprawdę kryje się wielka miłość. Niestety na jego drodze pojawia się ktoś inny i ich drogi rozchodzą się. Po latach dzieci zaciekawione wspomnieniami, zapiskami również wyruszają w taką podróż, samotnie.
    Los chce, aby się poznali.
    Zapraszam serdecznie na http://followyourheart-ff.blogspot.com/ ! :)

    OdpowiedzUsuń