sobota, 8 marca 2014

TOM II: część pierwsza

z perspektywy Emily

- Musisz ograniczyć to wszystko Emily - jęknął zniesmaczony, popijając swoją kawę z wysokiego papierowego kubka, który przykłada już do ust po raz kolejny, by powoli sączyć pewnie zimną już ciecz. - To szkodzi Twojemu wizerunkowi.
- Jakiemu wizerunkowi? - prychnęłam, przekładając nogę na nogę. Od ponad godziny oglądałam swoje pozdzierane paznokcie, które mimowolnie obgryzałam pod wpływem właśnie tak działającego na mnie stresu. Co za totalna porażka. - Mam dziewiętnaście lat do kurwy nędzy, a Wy traktujecie mnie jak puszczającą się trzynastolatkę! - wybuchłam, podnosząc się ze skórzanego fotela, który kontrastował z widokiem wyłaniającym się za okna.
- Emily - upomniała mnie menagerka, która ręką ściągnęła mnie z powrotem na siedzenie. Posłusznie opadłam na miękką powierzchnię, starając uspokoić swój oddech.
- Jesteś przykładem dla wielu puszczających się nastolatek, więc z łaski swojej mogłabyś zaprzestać swoim nagannym poczynaniom?! - posłał mi groźne spojrzenie, na co skrzywiłam się ignorancko. Jego ton był taki chłodny i tak oschły, gdyż wywoływał gęsią skórkę na moich udach. - Proszę Cię, jeśli chcesz dalej utrzymywać kontrakt z naszą wytwórnią to powinnaś bardziej się postarać - ostrzegł, odkładając kartonowy kubol na swojego obszerne biurko.
Westchnął, kręcąc głową jakby nie dowierzał tego co się właśnie dzieje. Odwrócił się do nas tyłem, spoglądając na panoramę zza szklanej ściany, rozpościerającej się po większości biurowca.
- Przemyślę to w domu - westchnęłam na odczepne, wstając z siedzenia. Szerokim łukiem ominęłam zdziwionych ludzi, przypatrujących mi się ze złością w oczach. Gdyby wzrok mógł zabijać na pewno już dawno leżałabym na podłodze. Lub to oni padliby ofiarą, spod mojej broni. Kto wie?
Szybkim i zdecydowanym krokiem przemierzałam głośny hol w poszukiwaniu drzwi, przez które będę mogła wydostać się z zadupia dla managmentu. Popchnęłam drzwi obrotowe, spoglądając na sztucznie uśmiechniętą recepcjonistkę.
- Co tam Rachel? - spytałam, opierając się o marmurowy blat, za którym siedziała skupiona brunetka. Spojrzała na mnie przelotnie, po czym powróciła do swojego stałego zajęcia. Cmoknęłam językiem, pchając szklane drzwi.
Poczułam jak ciepłe ciało obija się o moje, przez co z hukiem odbiłam się od podłogi. Próbowałam złapać oddech, spoglądając w orzechowe oczy sprawcy. Oh nie!
- Emily? - poczułam jak całe ciało obrasta gęsia skórka. Skuliłam ramiona, udając zdziwioną i starając się utrzymywać sztuczny uśmiech na ustach.
- Zayn? - zmarszczyłam czoło, uśmiechając się szerzej. Jak tylko oplotę ręce wokół jego szyi i zacisnę palce na jego jabłku Adama... - Co tu robisz? - spytałam zaskoczona, klepiąc go  ramie żartobliwie. - Co wy tu robicie? - zwróciłam się do pozostałej czwórki chłopaków, przypatrujących się nam z góry. Zerknęłam na blondyna, który widocznie speszył się moim spojrzeniem.
- Przyszliśmy do Simona - wtrącił Niall, który widocznie również był zaskoczony moim widokiem. Może dlatego, że ja sama nie wiedziałam że ich tu spotkam? O, ironio! - A ty co tu robisz?
- Ja - jęknęłam, zastanawiając się nad własną wypowiedzią - musiałam spotkać się z moją menagerką - dodałam na jednym tchu. Nie mam pojęcie czy mi w to uwierzyli - z resztą to nie było teraz ważne - i czy w ogóle obchodziło ich to co tu robię.
- Ostatnimi czasy mogliśmy podziwiać Cię tylko w mediach słonko - uśmiechnął się złośliwie Louis, podpierający się o metalową barierkę schodów.
- No widzisz - uśmiechnęłam się, przymrużając oczy. Pioruny między nami były zapewne wyczuwane w powietrzu. - Ja już muszę iść - dodałam, machając im na pożenek. Popchnęłam drzwi, wymijając zdezorientowanego Harry'ego i wyszłam na świeże powietrze. - Imbécile* - westchnęłam na głos.
Przełknęłam ślinę sięgając po fajkę z kieszeni. Powoli włożyła rulon pomiędzy wargi, z tylniej części jeansowych spodenek wyciągnęłam czarną zapalniczkę, przyozdobioną w pojedyncze kolorowe kropki. Kciukiem przejechałam po kółku trącym, po czym z pustki wyłonił się mały płomień wijącego się w powietrzu ognia. Wzrokiem podziwiałam każdy podmuch wiatru, rozpraszający żar.
Zaciągnęłam się papierosem, wdychając go do płuc. Wolnym wydechem na jednym tchu pozbyłam się dymu z ust. Przymknęłam oczy rozkoszując się wolno płynącą chwilą. Tak mi dobrze, pomyślałam mimowolnie upuszczając żarzącego się papierosa.
Nie miałam nawet głowy na to by go podnieść czy nawet odpalać nowego. Bo po co mi to było. I tak za chwilę ktoś go zgarnie i wystawi to na ebay. To zaczynało robić się nudne - ludzie zbierający nawet opkichaną przez Ciebie chusteczkę czy widelec, którym przed chwilą spożywałeś posiłek.
Na początku kariery chciałam być wszędzie - w gazecie, na scenie, w ekranach telewizorów również, jednak z czasem przeminęło mi jak mania na wakacyjną piosenkę i po prostu zaczęłam mieć tego wszystkiego po dwie dziurki w nosie.
Z miłych i zwariowanych fanek zmienili się w krwiożercze bestie, śledzący twój każdy ruch - nawet ten najdrobniejszy.
Westchnęłam wyciągając komórkę z kieszeni. Sprawnie weszłam w aplikacje, poszukując ikonki kalendarza wsród milionów kolorów. Nacisnęłam na ekranik, czekając aż treść pożądanej przeze mnie apki wskoczy na ekran, a ja będę mogła dowiedzieć się ile dni wolnych od teraz przypada mi do końca tego tygodnia i czy posiadam jeszcze coś ważnego.
Tłustymi literami wypisany nagłówek "wywiad". Przełknęłam ślinę, w myślach karcąc siebie i swoją beznadziejną pamięć.
- Oh Emily - jęknęłam, pukając się otwartą ręką w czoło. - Ciężką z Tobą będzie, oj ciężko.

z perspektywy Nialla

- Zaraz się spóźnimy! - krzyknął Louis, który od piętnastu minut wiercił się na swoim siedzieniu w samochodzie. - Te korki są gigantyczne! - klasnął rękami o swoje zielonkawe spodnie, luźno opinające jego umięśnione uda.
- To Londyn, kochani - odparł z sarkazmem Zayn, który zamyślony wpatrywał się w przemijający za szybą widok.
- Oh dajcie spokój - machnął ręką Liam, nie zwracając na nas swojej najmniejszej uwagi. Nie wynurza się spod tej komórki już od jakichś piętnastu minut, a zawzięcie wystukuje palcami w ekran, gdy tylko cichy dźwięk sygnalizujący nową wiadomość rozlegnie się po samochodzie. - Mamy jeszcze kwadrans.
- I tak spokojnie mówi to Liam Payne - zaszydził Styles, czochrając swoje włosy pięścią. - Cowell i tak oderwie nam głowę, więc jedo przewinienie w tę czy w tę nic nie zmieni mok drodzy - uśmiechnął się sztucznie, chcąc pozostać najbardziej chamskim i złośliwym członkiem z zespołu.
- Proszę Cię - jękną dramatycznie Tomlinson, opierając głowę na szybie.
- Idioci - mruknąłem pod nosem, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Mówiłeś coś?! - klepnął mnie w ramię, wybuchając dźwięcznym śmiechem, odbijającym się od ścianek samochodu. - Wyluzuj Niall - dodał, starając się złapać oddech.
- No właśnie - przytaknął mu Harry, który oderwał wzrok od okna. Ostatnimi czasy chodzi bardzo zamyślony. Czy powinienem się bać? Przecież nikt nie planuje morderstwa głośno w szczególności morderstwa bliskich przyjaciół. Czy miał nas już dosyć?
W zasadzie kariera wypierała nam mózgi, a modest gimnastykował się tylko po to byśmy wyglądali jak przyzwoici nastolatkowie. Mimo to, że każdy chleje aż skończy mu się taśma.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że dziennikarze kreowali nas na demoralizujących się chłopców, mieszkających u matek. A przecież robiąc z nas coś takiego dziwili się widząc jak powoli staczamy się wzdłuż chodnika po ogromnej imprezie.
No cóż.
- O już jesteśmy - odezwał się entuzjastycznie Zayn, który jako pierwszy wysiadł z samochodu. - Strasznie chce mi się szczać - przyznał łapiąc się za kroczę. Podbiegł pod drzwi, chcąc złapać za klamkę lecz ktoś uprzedzając go popchnął drzwi lądując równo na podłodze. Blond włosy zawirowały w powietrzu, się a dziewczyna wylądowała z hukiem na czerwonej wykładzinie.
Delikatnie uniosła głowę, sparaliżowana spoglądając na nas wszystkich. Ten błysk w oku. Cholera!
- Emily? - wytrzeszczył oczy Mulat, spoglądając na kulącą się w ramionach blondynkę. Jej niebieskie końcówki włosów zaczęła kręcić na palcu jak to miała w zwyczaju trzy lata temu. I to się nie zmieniło, uśmiechnąłem się w duchu.
- Zayn? - zdziwiła się, a sztuczność jej udawanej radości wyczuwałem z góry. - Co tu robisz? - spytała, przełykając ślinę. Głośno wypuściłem powietrze z ust, przez co trójka chłopaków spojrzała się na mnie tym wzrokiem. - Co wy tu robicie? - spojrzała się na mnie, a moje ciało przeszedł dziwny dreszcz.
- Jesteśmy tu do Simona - wtrąciłem, zwracając na siebie uwagę wszystkich pięciu nastolatków. - A ty co tu robisz?
- Ja - zająkała, zaciskając pięść. Gołym okiem można było zauważyć, że ostrożnie dobiera słowa. W sumie nie dziwiłbym się. Gdyby nie Zayn miałyby spore szanse na wygraną. Ale co było to było, prawda? - Musiałam spotkać się z moją menagerką.
- Ostatnimi czasy mogliśmy podziwiać Cię tylko w mediach słonko - uśmiechnął się złośliwie szatyn, który przez całą rozmowę podpierał się na metalowej barierce schodów.
- No widzisz - przymrużyła oczy, piorunując go spojrzeniem. O cholera! pomyślałem, wkładając ręce do kieszeni. Czy możemy już sobie pójść? - Ja już muszę iść - westchnęła finalnie, omijając wytrzeszczonego Harry'ego. Widocznie tak jak ja nie mógł uwierzyć w to, że możemy spotkać kogoś tu. I w dodatku taką Emily. Och.
Nim się obejrzałem jej szczupła postać zniknęła za drzwiami, żegnając nam zza szyby.
- No proszę - uśmiechnął się Liam, rozglądając się za jej sylwetką za drzwiami. - Ładna jest - podsumował, zacierając ręce.
- Zawsze była - odparłem, wzruszając ramionami. Wszyscy zwrócili swoją rozbieganą uwagę na mojej osobie. - No co? - zmarszczyłem czoło, przyglądając się każdemu z osobna.
- Chyba mała Emily wpadła komuś w oko - zaświergotał Louis, klepiąc mnie po plecach. - Nie martw się - jęknął, starając się mnie pocieszać. Ale z czego pocieszać?! - Każdy kiedyś niefortunnie się zakochał - przyznał, wykrzywiając usta w ten swój sposób. Taki Louisowy sposób. - Na przykład ja i Amy.
- No właśnie - zawtórował loczek, który po swojej wypowiedzi zwił się z bólu. Pięść Tomlinsona wylądowała na jego brzuchu a biedny Harry już prawdopodobnie się nie odezwie.
- Na przykład Zayn i Rebecca - położył nacisk na tych dwóch imionach, obserwując Zayna. W jego oczach pojawiła się iskierka niezadowolenia, a sam chłopak spochmurniał na moment.
- Zamknij się - mruknął ponuro wpatrując się w oczojebne ściany. Auć!
- Zamknij się - przedrzeźniał go Louis, przykładając palec do ust naśladując gruby głos chłopaka.

z perspektywy Amy 

-Amy, ktoś do ciebie! -zawołała podekscytowana Lucy. Uśmiechnęłam się, gdy pojawiła się w zasięgu mojego wzroku. Była moim małym słoneczkiem, pomimo że była sporo starsza. Wszystko ze względu na jej wzrost. Była kurdupelkiem. 
-Kto taki? -zapytałam również rozochocona. To, że po X-Factorze trafiłam na taką prace i ludzi jest czymś, o czym nigdy nawet nie śmiałam marzyć. Pozwolili mi kompletnie zapomnieć o problemach i uwolnić się spod wpływu rodziców. 
-Nie powiem, ale jest przystojny -mrugnęła do mnie, a ja szybko odwróciłam się do lustra. W sumie tylko z przyzwyczajenia, gdyż makijażystka zadbała, bym wyglądała idealnie. Wstałam z fotela i ruszyłam w stronę, z której przybiegła Lucy. Ciekawe, kim może być mój tajemniczy przystojniak. Odkąd zaczęłam pojawiać się w telewizji, zaczęły odwiedzać mnie sławne gwiazdy w celu gratulacji, propozycji spotkania lub zwykłego kontraktu: "ty się pojawisz, my ci zapłacimy". W sumie nie miałam nic przeciwko. Ochroniarz puścił mi oko i otworzył drzwi do holu głównego. Na skórzanym fotelu siedział szatyn z niebieskimi z tej odległości oczami. Dopiero, gdy wytrzeszczył swoje zęby w uśmiechu, rozpoznałam w nim starego znajomego. 
-Louis! -wykrzyknęłam, rzucając się mu na szyje. Kiedyś mnie, jak i innych dziwiła moja impulsywność, ale teraz brałam ja za coś naturalnego, przez co nie zaskakiwałam nią ludzi. Chłopak owinął mocno moje plecy, a swoją głowę schował w moich włosach. Nie mogłam uwierzyć, że to ten sam chuderlawy chłoptaś, którego poznałam w X-Factorze. Jego włosy, styl ubioru i budowa ciala diametralnie się zmieniły. Jedyne, co pozostało ze starego Louisa to jego zapach. Pomieszanie morza z mydłem Dove. -Ładnie pachniesz -mruknęłam i odsunęłam go od siebie, by móc mu się lepiej przyjrzeć. Teraz widziałam w nim więcej cech mojego starego znajomego. Uśmiechał się i patrzył na mnie w ten sam sposób. Wyprostował się, by dodać sobie pewności siebie i spojrzał w sufit, bawiąc się palcami.
-Mam dla ciebie propozycję -zaczął, lekko zakłopotany. Usiadłam na boku fotela, by pokazać mu, że czekam na ciąg dalszy. Westchnął głęboko. -Ale nie tutaj. Mogę cię gdzieś zabrać?
Spojrzałam najpierw na to, jak nerwowo zaciska szczękę, a potem na zegarek. 
-Za pół godzinny kończę zdjęcia... -wymamrotałam.
-Poczekam -rzekł od razu, posyłając w moją stronę jeden ze swoich popisowych uśmiechów. Ciekawe, ile nastolatek mdlało na jego widok?
-W porządku... No to chodź ze mną. Nie będziesz tu przecież czekał -powiedziałam i ruszyłam przez korytarz, by po chwili znaleźć się na planie. -Mamy do nagrania jeszcze jedną scenę. Usiądź sobie tutaj, weź coś do jedzenia, czy picia. Czuj się po prostu, jak u siebie -rzuciłam i usiadłam na łóżku serialowej Arii.
-Skąd go znasz? -zapytała mnie niezbyt cicho Lucy. Chłopak od razu odwrócił się w naszą stronę i pomachał do niej z uśmiechem. Zachichotała cicho, po czym znów spojrzała na mnie. -Więc?
-Długa historia -odpowiedziałam wymijająco. Widać było, że chce mnie o coś jeszcze zapytać, ale reżyser przerwał jej, krzycząc:
-Wszyscy na miejsca!
W pół godzinny uwinęliśmy się ze sceną. Podeszłam do stolika i pociągnęłam łyk wody z butelki. Z daleka widziałam Louisa, gadającego z Keeganem. 
-Teraz się nie wywiniesz! -krzyknęła Lucy. 
-Kim jest ten przystojniak gadający z Keeganem? -wcięła się podekscytowana Troian, która niespodziewanie pojawiła się za moimi plecami.
-Znajomy Amy! -wrzasnęła Hale.
-Nie gadaj! -odpowiedziała jej brunetka. Przewróciłam tylko oczami, gdy na ramieniu poczułam czyjąś dłoń.
-Możemy już iść? -zapytał szatyn, a rozmowy moich przyjaciółek momentalnie ucichły. Odwróciłam głowę w jego stronę i powoli kiwnęłam  nią twierdząco. Gdy doszliśmy do drzwi na korytarz, pomachałam do skołowanym dziewczyną. Drogę na parking pokonaliśmy w ciszy. Niezwykle niezręcznej i krępującej. Louis skręcił w stronę czarnego Nissana Navary, a ja powlokłam się za nim.Jest to jedno z dwóch modeli samochodu, który znam z pełnej nazwy. Drugim było Volvo C30, bo Edward Cullen nim jeździł. Może jeszcze BMW X3.
-Pojedziemy w jakieś ciche miejsce, ok? -zapytał, otwierając przede mną drzwi. Jakoś dostałam się na miejsce pasażera i po chwili mogliśmy już ruszać. Z głośników leciała nowa piosenka Imagine Dragons, co pozwoliło mi się odrobinę wyluzować.
-To... -zaczął chłopak. -Co tam słychać?
Jego próby zaczęcia jakiejkolwiek rozmowy, były tak urocze, że sprawiły, iż na moich ustach pojawił się lekki uśmiech.
-Oprócz tego, że za jakieś trzy godziny musimy wrócić na parking, bo mnie odholują i tego, że nie gadałam z tobą przez rok oraz tego, że gram w serialu to wszystko po staremu...
Usłyszałam jego cichy śmiech, co sprawiło mi niemałą  satysfakcję. Co raz rzadziej udawało mi się rozśmieszać ludzi.
-A co u ciebie? -zapytałam, gdy parkowaliśmy. Chłopak zignorował moje pytanie i bez słowa wysiadł. Poprowadził mnie do malutkiej kawiarenki. Zajął miejsce przy stoliku w rogu, a ja usiadłam na przeciw niego.
-Słuchaj, jeśli chodzi o to, dlaczego...
-Nie -przerwałam mu, a w zamian dostałam pytające spojrzenie. -Nie odpowiedziałeś na moje pytanie -wyjaśniłam.
-Ale przecież...
-Nie -ucięłam, a on przewrócił oczami.
-Jestem w jednym z najsławniejszych boys bandów. Wygraliśmy statuetkę Brits i MTV. Nie mam czasu na zwykłe wyjście do kina, czy na kawę, chyba że w sprawach służbowych... Jestem szczęściarzem -powiedział, ale słyszałam gorycz w jego słowach. Lekko uścisnęłam jego rękę, posyłając pocieszający uśmiech. Wyszczerzył się, patrząc na nasze złączone dłonie. Przewróciłam oczami i puściłam jego dłoń.
-No to, o co chodzi -zapytałam, gdy cisza coraz bardziej się pogłębiała. Spuścił wzrok i zaczął bawić się palcami.
-Nie chciałabyś zostać moją dziewczyną? -wyrzucił z siebie, a ja zrobiłam wielkie oczy.
-Co? Gdzie? Jak? Co? -strzelałam pytaniami, jak z karabinu. Nie mogłam uwierzyć w to, co się właśnie stało, chyba tak samo, jak on, gdyż pacnął się z otwartej dłoni w czoło.
-To może ja zacznę od początku... -wymamrotał.
-Miło by było -wtrąciłam, ale on jakby tego nie zauważył.
-Chodzi o to, że nasza kariera, w sensie moja i zespołu rozwija się w zły sposób. Mówią o nas, jak o wiecznych chłopcach i nie biorą na poważnie, przez co nie możemy występować w niektórych krajach, czy uroczystościach. Nasz manager powiedział, że jako najstarszy powinienem sobie kogoś znaleźć, a twoja kariera dopiero się rozwija, więc pomyślałem...
-Zgoda -powiedziałam nie mogąc patrzeć, jak się męczy. Spojrzał na mnie, a w jego oczach zatańczyły radosne iskierki.
-Naprawdę? -zapytał, jak małe dziecko.
-Pewnie -potwierdziłam, posyłając mu uśmiech. -To pomoże twojej, jak i mojej karierze, a poza tym muszę ci się jakoś odwdzięczyć.
-Za co? 
-Za to, że byłeś dla mnie taki miły i dobry w czasie X-Factora. W sumie tylko ty tak naprawdę mnie wspierałeś -powiedziałam, próbując odgonić przykre wspomnienia.
-Dziękuję -rzekł i tym razem moja dłoń wylądowała w jego uścisku. -Chcesz kawę? -zapytał, a ja kiwnęłam głową. -Latte macchiato?
-Tak -odpowiedziałam i uśmiechnęłam się, że pamięta. Podszedł do kasy i złożył zamówienie u ślicznej brunetki. Dziewczyna patrzyła za nim maślanymi oczami, gdy do mnie wracał.
-Zaraz będzie, wypijemy i od razu cię odwożę -powiedział, a ja od razu pomyślałam o moim autku. Co jak mi je odholują? -Tak w ogóle, to dlaczego trzy godziny?
-Boję się, że zdjęcia się przedłużą i odholują mi samochód.
-Ale aż trzy godziny?
-Uważny zawsze ubezpieczony -odpowiedziałam, a on wybuchł śmiechem.  
Brakowało mi go.


Cześć misiaki! Jezu, nie widzieliśmy się tak długo... Czas to nadrobić! :) Cieszę się, że nareszcie mamy szansę się tu znowu spotkać, że możemy wstawić rozdział. Uwierzcie - luty był dla nas naprawdę ciężki, ale mamy nadzieję, że polepszycie nam marzec komentarzami pod tym rozdziałem:) A że dzisiaj Dzień Kobiet, więc i Wam i nam należy się jakiś prezent - Wam w postaci nowego, świeżego rozdziału, a Nam jako jeden, chociażby króciutki komentarz c:
Strasznie za Wami tęskniłam, jejuuuuu </3 Mam nadzieję, że rozdział sie spodobał:) Zaczynamy tom II, więc jeśli chcecie szybciutko kolejny rozdział to komentujcie i polecajcie znajomym!
Wasza na zawsze,
Emily xx

Cześć słoneczka! Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że do Was wracamy! 
Ta opowieść zajmuje wielkie miejsce w moim serduszku i mam nadzieję, że zaciekawi Was ciąg dalszy historii naszych bohaterów. 
Jak zwykle ładnie proszę o komentarze i dziękuje, że jesteście!
Buźka, Amy xoxo

6 komentarzy:

  1. Bardzo fajny rozdział :) jestem ciekawa co dalej z tym udawanym związkiem.
    Mam cichą nadzieje, że się w sobie zakochają :* byłoby uroczo!

    OdpowiedzUsuń
  2. na sto procent pomiędzy Amy i Louisem coś będzie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mega :))
    Jak możesz mnie informować :)
    @pamii_love

    OdpowiedzUsuń
  4. Chciałabym Amy z Hazzą <3

    OdpowiedzUsuń
  5. świetne i już nie mogę się doczekać następnego :)

    OdpowiedzUsuń