sobota, 12 kwietnia 2014

TOM II: część druga

z perspektywy Emily

- Nie zgadzam się - powiedziałam spokojnie, wiercąc się na fotelu. Pięć par oczu skierowało się w moją stronę. - Nie będę udawała jego dziewczyny - spojrzałam się z pogardą na chłopaka, który ze złością w oczach penetrował mnie wzrokiem.
- Nie ma tu nic do zgadzania panno Foster - McConaghew kręcił się nerwowo po pomieszczeniu, próbując właśnie na tym zajęciu wykorzystać swoją buzującą energię. - Podpisałaś z nami kontrakt, nie pamiętasz? - wskazał na pliczek papierów, który trzymał w lewej ręce. - Dokładnie siedem miesięcy temu twój soczyście czarny podpis zaręczył kontrakt na to, że firma może robić z Twoim wizerunkiem co tylko zechce - przymrużyłam oczy z niedowierzaniem. Kto to podpisał do kurwy nędzy?!
- Wizerunek to...
- Także wizerunek medialny moja droga - uśmiechnął się złośliwie w moją stronę. Skrzywiłam się, burcząc pod nosem jakieś przekleństwa w kierunku mężczyzny. - Co znaczy, że pan Styles to od dzisiaj Twój chłopak panno Foster, nie cieszy się pani?
- Spieprzaj - mruknęłam pod nosem, zaciskając pięści.
- Dobrze, a więc jutro omówimy szczegóły wraz z Amandą, która jutro będzie mogła do nas dołączyć - powiedział ospale, biorąc w ręce ogromny kubek, który od wewnątrz wypełniała parująca do sufitu kawa. Jaka Amanda do jasnej ciasnej?
Zauważyłam jak ciało Louisa podnosi się z siedziska i podchodzi do natężonego Franca, po czym nachylając się do jego ucha zaczął mu tam coś szeptać, czego dokładnie nie usłyszałam. Mężczyzna skrzywił się, jednak to skrzywienie wydawało się pełne zaskoczenia i o dziwo radości.
Przełknęłam ślinę, powstrzymując się od złośliwego komentarza w stronę załączonego przede mną obrazka. Miażdżący swoją nachalnością McCnaghew'a Louis widocznie się do niego przystawiał, a ja z trudem zaciskałam zęby by z moich ust nie wydobyły się żadne słowa krytyki do nich.
Cichy stukot obcasów stłumiony przez ciężkie drzwi odbijał się po moich uszach. I nie był to zwykły stukot obcasów. Ten stukot był taki...
- Cześć - melodyjny głos rozległ się po sali, po czym krótkie odgłosy szpilek ucichły na czerwonej wykładzinie.
Delikatnie odwróciłam głowę w stronę blond postaci, która równie zaskoczona jak ja wpatrywała się we mnie z paniką w oczach nie wiedząc co zrobić.
Nie wiedziałam czy powinnam puścić wolno swój nierówny i drżący oddech czy udusić się tu tak na śmierć z własnej ochujałej woli, po czym paść na twarz na wykładzine i leżeć tak aż zgnije. Na pewno te złośliwe małpy nie pozbierały by nawet mojego ciała gdyby coś mi się stało. Co za... Ugh!
- Hej - jęknęła niepewnie, wyciągając ręke. Zawachałam się chwilkę, po czym ucisnęłam jej ręke równie strachliwie, szepcząc ciche powitanie.
Wszystkie siedem par oczu wpatrywało się w nas zaciekawieniem, jakby oglądali jakiś ciekawy film akcji, w którym miało zaraz wydarzyć się coś zaskakującego. Jednak relacja moja i Amy, lub jak to określono wcześniej Amandy, przypominała jeden z najstraszniejszych i najmniej lubianych horrorów.
- Witaj Amando - przywitał ją ciepłym uśmiechem Franc, który przycisnął swoje usta do jej dłoni wyczekując na jej twarz jakiegoś uśmiechu. Kąciki jej ust uniosły się, lecz wiedziałam że robi to z przymusu i po to by sprawić mu jakąś radość z tej czynności.
- Dzień dobry - odchrząknęła, co chwila przypatrując mi się z zaciekawieniem wymalowanym na jej pięknej twarzy.
Zmieniła się. Z Jennifer Aniston przemieniła się w blondwłosą Cindy Crawford i jej blask oślepiał teraz nawet i mnie.
- A więc moglibyśmy omówić szczegóły tego kontraktu? - spytała wprost. Widać było, że gdzieś się spieszy lub po prostu chcę z tąd jak najszybciej uciec. Oh, to tak jak ja! High five moja droga. - Nie ukrywam, że trochę nadpięłam mój grafik, by się tu znaleźć - cmoknęła, starając się nie urazić nikogo swoją odpowiedzią.
Mężczyzna jęknął coś w odpowiedzi, prawdopodobnie przytakując jej zaślepiony tym szczenięcym wzrokiem. Na to nie nabierzesz mnie Amy, nawet na to nie licz! przeszło mi przez myśl.
- A więc nasz projekt obejmuje dwa związki, które pomogą Wam się silniej wybić - zaczął, wyciągając z tablicy rozsuwaną paterę. - Ostatnimi czasy One Direction spada ostatnio z podium, czego nie przewidywaliśmy na ostatni czas - spojrzał na chłopaków, którzy siedzieli na dwóch osobnych kanapach. - Emily dopiero stawia pierwsze kroki w swojej karierze, a serial Amandy zaczyna swoją emisję już od następnego miesiąca - zwrócił się do nas, gestykulując przy tym żywo - dlatego też postanowiliśmy pomóc wszystkim z Wam i zaproponować czwórce wybranej przez nas kontrakt na ponad pół roku.
Spojrzeliśmy po sobie przerażeni. Nikt prócz zapewne Louisa i Amy nie spodziewał się tego wszystkiego. Wredne knujusy!
- Mogłabym prosić długopis? - rzuciła Amy, wyciągając rękę po dokumenty, które zaczęła przewracać do ostatniej strony by złożyć parafkę w wykropkowanym miejscu i dać z tąd dyla.
- Przecież nawet tego nie przeczytałaś - szepnęłam jej do ucha, na co tylko wzruszyła ramionami patrząc się na mnie wzrokiem typu "No i co z tego?", po czym żegnając się z nami wysłaniem krótkiego całusa w powietrzu wyszła z tej sali tak szybko jak się w niej pojawiła.
Prychnęłam pod nosem, odbierając od niego spięte papiery srebrnym spinaczem, świecącym się w świetle osłupiającej lampy.
Wzięłam w dłonie, przeglądając papier wypisany drobnym druczkiem przez drukarkę. Przeleciałam kartka po kartce delikatnie studiując jego treść. Szybko przeleciałam po każdej linijce dwóch kartek, po czym kończąc trzecią kartkę wzięłam w rękę długopis i maznęłam na papierze swój autorski podpis, który do niedawna ćwiczyłam podczas rozdawaniu autografów swojemu koszowi na śmieci.
- Proszę - podałam mu kartkę, podpierając dłonie na kolanach by po chwioli podnieść swój tłusty tłek z kanapy. Mężczyzna uniósł brew widoczny zdziwiony moim postępkiem.
- Już? - prychnął, a jego źrenice się rozszerzyły. Może dlatego, że mój blond jest za jasny, zażartowałam po cichu. - Bez żadnych problemów? - przełknęłam ślinę. Zaraz mu przywalę! - To do Ciebie nie podobne panno Foster.
- Jak pan widzi - mruknęłam, starając się być najbardziej uprzejma jaka tylko potrafię. Przecież od tego zależy całe moje życie. - A teraz żegnam panów - ukłoniłam się sztucznie, po czym popychając drzwi wyparowałam z tam tąd najszybciej jak potrafiłam.
Odetchnęłam z ulgą, czując jak świeże powietrze drażni moje nozdrza tym miłym uczuciem. Ah, co za życie.
- Emily! - głośne wywoływanie mojego imienia zza moich pleców ocuciło mnie niczym cuchnące z rana skarpetki, oh fu! - Emily - szczupła ręka dotknęła mojego ramienia, a dziewczyna posłała mi słaby uśmiech. - Chciałam z Tobą pogadać - wytłumaczyła zdyszana, próbując złapać tchu. - Może poszłybyśmy na kawę?
Przygryzłam swój język, zastanawiając się nad odpowiedzią. Iść czy nie iść? Być czy nie być?
- Uhm, jasne - odparłam, machając ramionami.
Powodzenia, Emily!

z perspektywy Amy 

W ciszy ruszyłyśmy do kawiarni. Podniesiony podbródek, stukot obcasów, włosy powiewające na wietrze. Czułam się, jak bohaterka głupiego filmu, gdzie ta piękna, długonoga blondynka znęca się nad swoją równie czarującą przyjaciółką, szarą myszką. Może to przez to, że dziewczyna szła, jak na skazanie? A przecież zaprosiłam ją tylko na kawę! Emily zawsze była osobą, z której można było czytać, jak z otwartej księgi. Gdy była zła, smutna, szczęśliwa, wiedziałaś to od razu, nie potrzebowałam zbędnych słów, by wyrazić swe emocje. Ona była emocją. W sumie mogłabym się teraz odwrócić, powiedzieć, że się spieszę, tak, jak zrobiłam w przypadku chłopaków, i dać jej spokój. Tyle, że to nie było w moim stylu. Od chłopców uciekłam, bo mnie skrzywdzili. Stracili moje zaufanie i, przede wszystkim, szacunek. Złamali moją wiarę w ludzi. Przez nich stałam się nieufna i podejrzliwa. Gdybym nie trafiła do mojego serialu, do tych ludzi, musiałabym wrócić do domu i już nigdy nie byłabym taka sama. Gdybym znów miała zostać wykorzystana w tak okrutny sposób, nie wiem, co bym zrobiła. Najgorsze w tym wszystkim jednak było to, że nienaumyślnie zraniłam Emily, a ona nadal nie ma pojęcia, dlaczego zrobiłam to, co zrobiłam i kto tak naprawdę nas rozbił. Pewnie nadal ma mnie za tą złą, a Zayna za moją ofiarę. 
-To tutaj? -zapytała nieśmiało, wskazując na ulubioną kawiarnie Tomlinsona. Kiwnęłam głową i weszłyśmy do środka. Podeszłyśmy do najbardziej oddalonego stolika, by nikt nas nie niepokoił. Ściągnęłam płaszcz, wieszając go na krześle i poprawiłam sukienkę, którą miałam na sobie. Złapałam torebkę i poszłam do kasy. Dziewczyna poszła w moje ślady, choć chciałam zrobić jej niespodziankę i kupić czekoladowe frappe, które tak uwielbiała. Stanęłam przy kasie, posyłając dziewczynie za ladą lekki uśmiech. 
-Dzień dobry, w czym mogę służyć? -powiedziała z wymuszonym uśmiechem i zmierzyła mnie z pogardą. Przyzwyczajona do tego, że kobiety mnie nie lubią, uniosłam wzrok na tablice, lekceważąc jej zimny ton.
-Latte machiatto i... -spojrzałam na Emily, a ona bez zastanowienia odparła: 
-Frappe czekoladowe. 
Kobieta skinęła ledwo zauważalnie głową i poszła przygotować nasze napoje.Oparłam się plecami do lady i z uśmiechem spojrzałam na blondynkę. 
-Dalej pijesz to samo -powiedziałam rozczulona. 
-I vice versa -rzekła bez emocji. Usłyszałam wymowne chrząknięcie za plecami, więc odwróciłam się w jego stronę. 
-Wasze napoje -rzuciła nieuprzejmie kelnerka. Wzięłam uspokajający wdech i odebrałam z jej rąk picie. Emily zabrała frappe z mojej ręki i skierowała się do stolika, a ja ruszyłam za nią. 
-Nie powinnaś pozwalać, by cię tak traktowano -rzuciła dziewczyna znad kubka, na co wzruszyłam ramionami. 
-Co to da? I tak mam to w dupie, a tak dam jej chorą satysfakcje. 
Blondynka pokręciła z niedowierzaniem głową i spojrzała na swoje frappe. Tak, wiem Emily, że ciebie nic by nie powstrzymało przed wygarnięciem jej. Upiłam łyk latte i postanowiłam przerwać dłużącą się ciszę: 
-No to opowiadaj! Co tam słychać w świecie muzyki? 
Mam nadzieję, że moja ciekawość wypadła szczerze. Tak często gram, że nie odróżniam już szczerych gestów od przerysowanych postaci. 
-Jest w porządku, choć wszyscy wtrącają się w moje decyzje i narzucają mi swoje zdanie. Ale mogę śpiewać. To najważniejsze -skończyła z uśmiechem, choć w jej oczach, tak, jak u Louisa, widziałam gorycz. Czy to możliwe, że jacyś ludzie aż tak bardzo ingerują w ich życie? Odpowiedź była chyba oczywista. Jedynie ja z własnej, nieprzymuszonej woli jestem w udawanym związku. Szczęście, że Louisowi pozwolili sobie wybrać. Oczywiście wszystko dzieje się na moich warunkach. Nie zgodziłam się na zwykłe wstawienie mojego zdjęcia na instagrama Louisa z podpisem: MOJA NAJPIĘKNIEJSZA DZIEWCZYNA. Chciałam się z nim najpierw parę razy przespacerować parę razy, by zaczęli zadawać nam pytania. Już i tak mam problem z nielubiącymi mnie kobietami. Do tej grupy nie potrzebuje spiskujących nastolatek. Dobrze, że nie mam managera, a nade mną czuwa tylko Mark, producent serialu, który albo wyraża zgodę albo... wyraża zgodę. Mam z nim wyjątkowo łatwo. Mogłam sobie nawet wybrać serialowego partnera. 
-Amy! -blondynka pomachała mi przed twarzą, przywracając do żywych. Potrząsnęłam lekko głową, by pozbyć się natłoku różnorodnych myśli. 
-Przepraszam, zamyśliłam się. Mówiłaś coś? -wymamrotałam. 
-Tak, pytałam, co słychać u ciebie? -powiedziała rozbawiona moim zachowaniem. Może przywróciłam wspomnienia? 
-Jest dobrze, wszystko się układa. Serial jest coraz popularniejszy, mamy Sporo fanów i, co najważniejsze, więlszy budżet na stroje! -wykrzyknęłam, a dziewczyna zaśmiała się szczerze. Prawie uwierzyłam, że może być tak, jak dawniej. 
-Słuchaj Emily, jeżeli chodzi o to, co się stało trzy lata temu -zaczęłam powoli, a ona od razu zesztywniała. -To naprawdę było nie... 
-Która to godzina? O matko, już 16, muszę iść, zaraz nagrywam wywiad dla radia BBC. Przepraszam, kiedyś na pewno dokończymy tą rozmowę, bo będziemy spędzać ze sobą teraz dużo czasu. Na razie -pocałowała w biegu mój policzek i zostawiła pół frappe na stoliku. Westchnęłam ciężko i dopiłam kawę. Nie miałam ochoty silić się na uprzejmość wobec nieuprzejmej kelnerki, więc opuściłam lokal bez słowa i ruszyłam w stronę parkingu, gdzie stoi mój jeszcze nieodholowany samochód. Wiatr był dość chłodny, więc owinęłam się szczelniej szalikiem i przyspieszyłam kroku. Gdy znalazłam się w miejscu, gdzie zostawiłam samochód, zobaczyłam, że ktoś opiera się o jego bok. Już miałam przegonić przybłędę, gdy chłopak podniósł się i ruszył w moją stronę. Stanęłam w miejscu, czekając aż do mnie dojdzie. Styles. Kogo, jak kogo, ale go się tutaj nie spodziewałam.
-Wiem, że pewnie nie masz czasu, ale możemy porozmawiać? -zapytał, drapiąc się skrępowany po karku i posyłając mi lekki uśmiech.
-Skąd wiesz, że to mój samochód? -zignorowałam jego pytanie, a nawet niego i zaczęłam grzebać w torebce, by wyciągnąć z niej moją ulubioną pomadkę, która pachnie, jak shake truskawkowy. Przejechałam nią parę razy po ustach i cmoknęłam z zadowoleniem, gdy przeglądając się w samochodzie, zauważyłam, że nie wyszłam ani trochę poza linię.
-Tylko on tutaj stał. Poza tym widziałem, jak podjeżdżałaś -powiedział z tym swoim bezczelnym uśmiechem. Po nieśmiałym chłopcu nie było już nawet śladu.
-I czekasz tu na mnie dwie godziny? -zapytałam szczerze zdziwiona. 
-Nie czuj się wyjątkową. Nie miałem, co robić -rzucił szorstko. Doskonale wiedziałam, że kłamie, bo Louis mówił mi, jak bardzo zawalony mają ten tydzień, ale i tak zabolały mnie jego słowa. 
-To nie jest twój szczęśliwy dzień, Styles -powiedziałam, wymijając go, by dostać się do mojego autka, jednak coś mi przeszkodziło. Przez "coś" rozumiem oczywiście rękę Stylesa na moim nadgarstku. 
-Chciałem tylko przeprosić -warknął, po czym przygryzł dolną wargę i przybliżył się do mnie. Zmienność nastroju u tego człowieka jest zaskakująca. 
-Nie jestem twoją zabawką! -krzyknęłam, próbując wyrwać się z jego uścisku. Przypakował. Ostatnio, czyli 3 lata temu, gdy znajdowaliśmy się w takiej sytuacji bez problemu mu się wyrwałam, a teraz nie byłam w stanie.
 -Puść mnie -powiedziałam spokojnie, a on nie zważając na mój sprzeciw, nadal przysuwał swoją twarz do mojej. -Puść mnie do cholery! 
Niezdarnie wykręciłam się z jego objęć, choć uścisk na nadgarstku nie zelżał. Patrzył na mnie, jak lew na antylopę, czy jakoś tak, a ja starałam się jak najbardziej odsunąć. 
-W porządku, porozmawiamy -ucisk zelżał, a ja szybko wyszarpnęłam rękę i potarłam bolący nadgarstek, czekając na jego ruch. 
-Nie uciekasz? 
Wyglądało na to, że był szczerze zaskoczony. 
-Po co, skoro wiem, że mnie dogonisz? -odpowiedziałam pytaniem na pytanie, a on uśmiechnął się szeroko, z wyższością i odwrócił w stronę jakiegoś czarnego samochodu. W sumie, co mi szkodzi spróbować? Wyciągnęłam szybko kluczyki z kieszeni i pobiegłam do samochodu, zamykając się od środka. Udało się! Naprawdę się udało! Harry stał skołowany przy swoim aucie, gdy ja odpaliłam silnik i pokazując mu język, odjechałam. Zatrzymałam się na pierwszymi lepszym zajeździe i drżącymi dłońmi wyciągnęłam telefon z torebki. Jeden sygnał, drugi, trzeci... 
-Halo? -usłyszałam i od razu się uspokoiłam. 
-Nie pozwól mu się więcej do mnie zbliżyć -powiedziałam prawie łkając. 
-Amy, ale o co chodzi? Co się dzieje? -wiedziałam, że jest zaniepokojony. 
-Styles się dzieje, Louis -wyrzuciłam z siebie szybko. Po drugiej stronie usłyszałam głośne przekleństwo i odgłos zakończonego połączenia. Pewnie. Po co się zapytać, co ze mną, gdzie jestem, czy wszystko w porządku... W tym samym czasie zadzwonił telefon. Byłam pewna, że to ze studia, więc od razu odebrałam. -Halo? -powiedziałam opanowanym głosem. 
-Gdzie jesteś? 
Jednak nie jesteś taki zły, Louis.


Cześć miśki!
Wracamy do Was z drugim rozdziałem!
Przepraszamy, że tak długo to trwało, ale brak motywacji ogromnie przeszkadza w tworzeniu.
Niestety dopadł nas z Emily ostatnio brak weny, ale mam nadzieję, że wspólnymi siłami go przezwyciężymy!
Dajcie znać, co myślicie o dwójce! :)
Buźka,
Amy xoxo

5 komentarzy:

  1. świetny rozdział, ale nie lubię Styles. Szkoda, że Emily nie wysłuchała Amy, ale liczę, że kiedyś się to stanie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzie ze Emily wyslucha Amy ;) jestem ciekawa co bedzie dalej ;) duzo went zycze kochane ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham, kocham, kocham! <3 Masz talent! Cudny rozdział, czekam na kolejny. Pozdrawiam :)

    Zapraszam do mnie: http://lovehateonedirection.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak to już koniec rozdziałów? ;o musicie szybko dodać nowy! xx

    OdpowiedzUsuń