czwartek, 8 maja 2014

TOM II: część trzecia

z perspektywy Emily

Wiatr delikatnie owiewał moją twarz, plącząc pojedyncze kosmyki włosów. Ciepły kubek z gorącą czekoladą ogrzewał moje zmarznięte dłonie. Wiatr szalał pomiędzy gałęziami drzew kołysząc drobne, zielone listki. Deszcz, przed którym uciekało wiele ludzi, powoli opadał na marmurowy chodnik, pozostawiając po sobie ślad, w postaci malutkich kropelek.
Poczułam jak chłodne powietrze dmucha mi w twarz, delikatnie muskając skórę podmuchami. Przed czym uciekacie nędzne istoty? Jesteście z cukru?
Poprawiłam włosy, zaczesując je dłonią do tyłu. Westchnęłam przypatrując się opadającym na mokrą ulice kroplom deszczu, które po paru uderzeniach o powierzchnie tworzyły te większe i te mniejsze kałuże.
Uśmiechnęłam się na myśl o beztroskim bieganiu w deszczu w dzieciństwie, kiedy nic prócz zmoczonej koszulki czy ociekających włosów nie było większym problemem. Po stokroć wolałabym siedzieć na zmoczonym betonie, niż stać tu teraz. Gdybym tylko miała taki wybór. No właśnie. Gdybym w ogóle miała wybór!
Gdybym mogła sama podjąć decyzję co do ścieżki, którą mam dążyć, czy nawet koloru bielizny, który mam zakładać. To chore! Ten układ jest po prostu chory. Czuję się jak bezwładna marionetka, która samodzielnie nie może wykonać żadnego ruchu. Ugh!
Poprawiłam guzik czerwonej koszuli i wsadziłam sznurówkę w buta nike.
- Emily! - krzyk odbił się echem, a ja odwróciłam się zdezorientowana, poszukując jakiejkolwiek znajomej twarzy, która wybiła by się z tłumu. Męska postać zbliżała się do mnie, krocząc po zieloniastej trawie, pokrytej delikatną rosą z dzisiejszego poranku.
- Cześć Liam - odparłam, wymuszając delikatny uśmiech.
- Dziękuję, że zgodziłaś się spotkać - przyznał, wkładając ręce do kieszeni.
Zamrugałam parę razy.
- Po co chciałeś się ze mną spotkać? - zmarszczyłam brwi. Dopiero po chwili zorientowałam się, że pytanie zadane przeze mnie jest co najmniej niegrzeczne. - Przepraszam, masz jakąś sprawę o której chciałbyś ze mną pogadać? - spytałam, zaciskając palce na kolanach. - Jest coś w czym mogłabym Ci pomóc?
Westchnął, jakby dał upust temu co w sobie przytrzymywał.
- Chodzi o-
- Sophię? - przerwałam mu, starając się ukryć swoje rozbawienie.
- Skąd wiesz? - skrzywił się na dźwięk imienia swojej dziewczyny. A co jeśli byłej dziewczyny?
- Och proszę Cię - jęknęłam błagalnie. - Przecież nie od dziś plotka jest naszym wrogiem numer jeden, prawda? - położyłam rękę na jego ramieniu. O Jezu jak on przypakował! pomyślałam otrząsając się. - A to, że związki mają swoje wzloty i upadki, to nie znaczy że trzeba rezygnować - uśmiechnęłam się pocieszająco. - Ale myślę, że lepiej będzie gadało się nam przy mrożonym jogurcie - zaśmiałam się, klepiąc go po ramieniu. - Znam świetną lodziarnię, w której podają pyszny mrożony jogurt - wstałam, wyciągając do niego rękę. - To co? - zauważyłam jak kąciki jego ust delikatnie się podnoszą. Chwycił moją dłoń, podciągając się na niej.

*

- Uhm, karmel i truskawka, a ty? - spojrzał na mnie, odbierając swój niebieski kubeczek z zamrożoną słodyczą.
- Bez posypki? - zmarszczyłam czoło, a jego twarz okryła się dziwnym zaskoczeniem. Chrząknęłam, nabierając wdech - czekoladowy z odrobiną sojowego, karmelowy, truskawkowy i waniliowy. Może trochę waniliowego i migdałowy - odetchnęłam, patrząc jak zgrabna kasjerka, której z resztą Payne bezczelnie wpatruje się w pośladki, sprawnie porusza się pomiędzy maszynami. Odwróciła się do nas, podając mi w dłonie różowy kubeczek. - O nie, jeszcze posypki - uśmiechnęłam się delikatnie. - Uhm, niech będzie trochę żelków, trochę serduszek - pokazałam jej palcem na miejsce za szybką - i tęczę. Może jeszcze trochę smerfów no i oczywiście skittles.
Dziewczyna poprawiła włosy, nasypując ostatnią porcję słodkości. Odetchnęła z ulgą, oddając mi kubeczek w dłonie.
Już miałam wyciągać portfel, jednak sprytny brunet uprzedził mnie i podał kasjerce banknot.
- Co to ma być?
Spojrzał się na mnie zdziwiony.
- Nie widać? - spytał, odbierając resztę od kobiety. - Dziękuję - szepnął w jej stronę, puszczając jej oczko. - Zapłaciłem za Ciebie.
- Następnym razem ja stawiam - jęknęłam, udając obrażoną. Założyłam ręce na piersi.
- To zawsze chłopak powinien płacić nie wiedziałaś Foster? - zażartował, lekko klepiąc mnie w ramię.
- To nie jest nawet randka - odgryzłam się, starając się być złośliwa. - Dlatego następnym razem to ty wybierasz lokal a ja stawiam.
Zaśmiał się pod nosem.
- A chcesz żeby była? - odwrócił się w moją stronę, ruszając brwiami w komiczny sposób.
Uderzyłam go w bok.
- Nie przeginaj Payne! - zagroziłam mu palcem, przymrużając oczy. Natychmiastowo uniósł ręce w geście obronnym, jakbym mogła teraz rozstrzelać go tu na miejscu. Och, gdybym mogła...
- A tak na poważnie - spojrzał się na kubeczek, który zaczęłam pałaszować. - Ty to zjesz? - rozszerzył oczy. - Nawet Niall tyle nie je - mruknął, jakby sam do siebie. - Nie żebym miał Ci żałować, ale-
- Poważnie - zachichotałam, wpychając łyżkę do buzi.
- I nadal masz taką figurę?! - otworzył usta ze zdziwienia. A czego się spodziewałeś? - To znaczy no wiesz, jesteś dość szczupła.
- Nie wysilaj się - zaśmiałam się, wpychając łyżkę pełną słodyczy do ust.

z perspektywy Liama

- Jestem! - krzyknąłem, przekraczając próg naszego wspólnego mieszkania.
- O, nareszcie jesteś - wyszczerzył się Louis, który zaczął mierzwić mi włosy na głowie zaciśniętą pięścią, wskakując mi na plecy, z których szybko z resztą został zepchnięty i znalazł się na podłodze szybciej niż mógłby pomyśleć. - Au! - jęknął, widocznie niezadowolony z tego co się stało. - Za co? - mruknął, jakby sam do siebie.
- Cześć - kiwnął Harry, który wszedł do przedsionku - gdzie Cię tak wywiało, co stary? - uśmiechnął się złośliwie.
- Uhm, byłem z kolegą na piwie - odparłem, starając się udać niewzruszonego, jednak kłamstwo nie wyszło mi tak jak chciałem gdyż Zayn, który doszedł do nas wraz z Niallem nie byli skorzy mi w to uwierzyć. Ach, ta Twoja umiejętność kłamania Payne!
- Poważnie? - podniósł brew Mulat. Chyba mi nie uwierzył. -Jesteś całkowicie trzeźwy, a poza tym Andy jest w szpitalu - mruknął podejrzliwie, drapiąc się po głowie.
- No dobra - jęknąłem zniesmaczony swoją przegraną. - Byłem z Emily, okej? - podniosłem ręce w geście obronnym. Spojrzałem na Nialla, którego mina po wypowiedzeniu tego imieniu od razu posmutniała.  - I nie wiem z czym macie problem - dodałem powoli.
- Po prostu nie kłam - wtrącił blondyn - bo właśnie to sprawia, że nasz zespół i nasza przyjaźń zanika - dodał po cichu, kręcąc głową po czym od razu usunął się z tej konwersacji i wywiał na górę. Co z nim nie tak?
- O boże, wyszedłem gdzieś z jakąś dziewczyną - uniosłem się, zaciskając pięści. Pradopodobnie każda żyła na mojej szyi pulsowała teraz ze złości. - Przecież wy też wychodzicie gdzieś ze swoimi dziewczynami, prawda?! - dodałem, rozglądając się po trójce chłopaków.
- Ale tylko i wyłącznie z własnymi - kąsnął Louis złośliwie. - A co z Sophią? - zapytał przebiegle. Co za szczur!
- Ma się dobrze - odparłem, starając się trzymać fason.
- Poza tym doskonale wiesz, że Niall się w niej kocha! - powiedział głośniej Harry, a ja powoli przeniosłem wzrok na jego osobę. - To znaczy, chyba wiedziałeś, prawda? - zamrugałem parę razy, luzując uścisk dłoni.
- N-nic o tym nie wiedziałem - jęknąłem zrezygnowany, kręcąc głową nie dowierzając temu wszystkiemu co się stało. - Pójdę do niego - dodałem na wydechu, wspinając się na schodach, wzrokiem szukając pokoju z przyczepioną tabliczką "Tu rządzi zdanie Nialla".
Zawsze był tym najbardziej dziecinnym członkiem zespołu One Direction. Zawsze to on był uważany za tego jedynego najmniej grzesznego - prócz faktu, iż to ja zostałem okrzyknięty mianem Daddy Direction.
Zapukałem parę razy, a jego cichy głosik wyburczał ciche przekleństwa w moją stronę. Nie dziwię się, że tak zareagował. Pewnie wyczekiwał tylko mojej wizyty. Mimo jego sprzeciwu i paru wyzwisk mojej osoby zdecydowałem się wejść do jego pokoju.
- Czego tu chcesz? - burknął, widocznie niezadowolony. Oh, chociaż mógłby udawać, że nie nie jest obrażony.
- Przyszedłem, żeby - westchnąłem upuszczając głośno powietrze z ust - przeprosić - dodałem na wydechu. Nigdy nie chciałem się z nikim kłócić, a przede wszystkim z Niallem. Gdybym mógł to osłoniłbym go własną piersią gdyby był w niebezpieczeństwie. Jest jak mała maskotka, którą trzeba się opiekować.
Ale boję się, że już nią nie jest i, że już nie chce nią być.
- To sobie daruj - powiedział obojętnie. Jakbym go nie obchodził. Jakby sprawa z Emily go nie obchodziła. - Rozumiem, że Emily Ci się podoba, tak? - spytał, a w jego głosie można było wyczuć niezbyt oryginalną złośliwość.
- Proszę Cię! - uniosłem się, machając dłonią. - Przyszedłem przeprosić! Poza tym dobrze wiesz, że nie chciałem Cię urazić! - krzyknąłem, łapiąc się za głowę. - Sąd za chuja miałem wiedzieć, że Emily Ci się podoba, co?!
Prychnął.
- Proszę Cię - jęknął powoli. - Może dlatego, że w ogóle Cię to nie interesuje co? - dodał głośniej. - Może dlatego, że nie poświęcasz mi swojego tak kurwa bardzo cennego czasu, co?! - Kopnąłem w stolik nocny. - I tak jeszcze chuja rozwal mi pokój, co?
- Zejdź ze mnie! - krzyknąłem. - Zejdźcie kurwa ze mnie!
Nabuzowany, popchnąłem drzwi pokoju Nialla, które z hukiem odbiły się od ściany. Nie wytrzymam z nim dłużej! Co obchodzi mnie jego uczucie do Emily?! Czy ja jestem jakimś pieprzonym dobroczyńcom? Czy to ja tu kurwa muszę zawsze wszystkim ustępować?! Nie... Tym razem tak kurwa nie będzie!
Poczułem jak gorące powietrze otula moją odkrytą szyję. W końcu letnie wieczory, gdzie niebo - nadal błękitne - prześwitywało pomarańczem i lekkim różem charakteryzowały się ciepłem i odczuwalną przyjemnością. Wyciągnąłem papierosa z paczki, po czym, rozejrzałem się dookoła. Poczułem się jak banalny nastolatek, próbujący swojego pierwszego papierosa. Pokręciłem głową, wsadzając papierek do ust. Skrzywiłem się, odpalając go znalezioną w tylnej kieszeni jeansów zapaliczką.
Poczułem na sobie wzrok nastolatki o długich, do pasa blond włosach. Szepnęła coś drugiej na ucho i wraz z koleżanką zmieniły swój kierunek i zaczęły iść w moją stronę. Och nie, pomyślałem uśmiechając się sztucznie.
- Hej czy mogłybyśmy zrobić sobie z Tobą zdjęcie? - spytała brunetka, widocznie bardzo uradowana spotkaniem ze mną.
- Jasne - mruknąłem od niechcenia, obejmując obie ramieniem. Dziewczyny zaczęły pozować, robiąc sobie miliony zdjęć, które zapewne wyglądały tak samo. Nikt nigdy nie zrozumie dziewczyny.
- Dzięki - odpowiedziała brunetka, mrugając do mnie okiem. Odwróciły się i ze śmiechem odeszły tak szybko jak sie przy mnie znalazły.
Eh, prawdziwe fanki.
Wyjąłem komórkę z kieszeni, chcąc przejrzeć swoją listę kontaktów. Chyba dziś, jestem w stanie upić się do świtu.
Emily? Co z Emily?
Wcisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem komórkę od ucha.
- Tak? - głos Emily rozległ się w słuchawce.
- Cześć, tu Liam - uśmiechnąłem się mimowolnie. - Wiesz, tak myślałem, że może moglibyśmy się spotkać? Może czegoś  się napić?  - zaproponowałem nieśmiało.
- Jasne - byłem pewien, że się uśmiecha. - Jestem w Funky Buddha, wpadnij - zachęciła, a ja zacząłem iść w kierunku baru.
- Jasne, będę za niedługo - pożegnałem się chowając komórkę do kieszeni.
Ugh, to będzie długa noc.

 z perspektywy Amy 

-Podaj mi dłoń -powiedział podekscytowany Louis. 
-Po co? -zapytałam podejrzliwie, ale i tak wyciągnęłam w jego stronę rękę. Ufałam mu. 
-Bo chce cię zabrać przed kinem w jedno miejsce, a z twoim żółwim tempem nie zdążymy -odparł z
uśmiechem, łapiąc moją dłoń, a ja zmierzyłam go wzrokiem. 
-Gdyby nie te buty szłabym szybciej -próbowałam się usprawiedliwić, gdy chłopak zerknął na moje szpilki.
-Musisz je nosić? Ani to praktyczne, ani wygodne -rzucił zadziwiony, a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że moje studio mnie ogranicza. Wcześniej tego nie widziałam, ale bez uprzedniego przygotowanie nie mogę wyjść w domu. Było dla mnie naturalną rzeczą ogarnąć się przed wyjściem z domu, ale studio przecież ingerowało w moją garderobę. Mogłam decydować o swojej karierze, ale rzeczy banalne, jak kolor włosów, czy wysokość szpilek należała do studia. Kiedy to się stało? Jak to możliwe, że tego nie zauważyłam? A no tak, to się nazywa wdzięczność. 
-Niestety muszę -odpowiedziałam cicho i pociągnęłam go w stronę Hyde Parku, obmyślając plan rozmowy ze studiem na temat mojego obuwia. Chłopak stał jednak niewzruszony, choć go przecież ciągnęłam. 
-Amy, miejsce, które chce ci pokazać jest w drugą stronę -powiedział z pobłażliwym uśmiechem. 
-A nie mogę dzisiaj ja ci czegoś pokazać -rzuciłam, by nie wyjść na idiotkę, rozmyślając, co mogę mu zaprezentować. Choć i tak wyszłam. Może lepiej powiedzieć: by nie wyjść na większą idiotkę niż jestem. -Nie -odparł i pociągnął mnie w przeciwna stronę, choć starałam się stawiać opór. 
-Proszę -zajęczałam, robiąc smutna minkę. 
-Nie psuj mi planów. Najpierw te buty, a teraz moje szyki! -rzekł rozbawiony. 
-Nie daj się prosić -szepnęłam, przysuwając się bliżej niego, by się trochę podroczyć. Widziałam w jego oczach, jak się poddawał, gdy usłyszałam: 
-Nie! 
Po czym szybko kucnął, złapał mnie pod kolana i zaniósł w tajemnicze miejsce. Cud, że nie zgubiłam butów. Po drodze coś krzyczałam, by mnie puścił, ale w końcu oparłam się o jego ramię i, wciąż się z nim przekomarzając, dałam się wnieść na malutki placyk pełen muzyków, kobiet w przecudownych strojach i kolorowych świateł. Zsunęłam się powoli po jego torsie i obróciłam tyłem, pozwalając, by oplótł mnie rękami w pasie. W tej chwili jestem pewna, że wszyscy uwierzyli w nasze "uczucie"
-Podoba ci się? -zapytał, pochylając się nad moim uchem, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz. Cudowne jest to, że nie muszę kryć moich uczuć. Nawet mogę je wyolbrzymiać, a Louis i tak pomyśli, że to tylko gra. Pokiwałam głową, gdyż bałam się, że głos mnie zawiedzie. Oparł głowę na moim ramieniu, gdy przypatrywałam się tańczącym kobietom. Za nimi spostrzegłam lekki błysk. Czyli nas znaleźli. Może to i dobrze? 
-Mamy towarzystwo -szepnął Louis w moją szyje, na co znów zadrżałam. Obróciłam się powoli i spojrzałam w jego roześmiane oczy.
-Idziemy do tego kina? -zapytałam słabo. Nie byłam przygotowana dzisiaj na tyle pozytywnych emocji, przez co trudno było mi zapanować nad sobą. Chłopak lekko przytaknął, złapał moją dłoń
i bez słowa ruszyliśmy na seans.

z perspektywy Louisa  

Czy możliwe jest zakochanie się drugi raz w tej samej osobie? Czy to uczucie kiedyś zniknęło, czy po prostu zgasło i wystarczyła jedna iskra, by je znów rozpalić? Uścisnąłem mocniej jej dłoń, by sprawdzić, czy to naprawdę ona idzie obok mnie. Odpowiedział mi zaciekawiony wzrok blondynki, na który tylko wzruszyłem ramionami. Odwróciła się znów przodem do drogi, ale po chwili mocniej ścisnęła moją rękę. Spojrzałem na nią zdziwiony, a ona powtórzyła mój gest z ramionami. Zaśmiałem się lekko, ciągnąc ją w stronę widocznego już kina. Przepuściłem ją w drzwiach, ale widocznie nie chciała iść sama, bo gdy tylko wszedłem do pomieszczenia, złapała moją rękę. 
-Co jest? -zapytałem zmartwiony. Ostatnio ciągle się czegoś bała. Spojrzała na nasze złączone dłonie i przecząco pokiwała głową. Również zerknąłem w tą stronę i znów zobaczyłem siniaka na jej nadgarstku. Podobno zaatakowała ją szafka, ale coraz trudniej było mi w to uwierzyć.
-Wiesz, że w końcu i tak musisz mi powiedzieć, co się stało?

Zaczęła energiczniej potrząsać głową, po czym pociągnęła mnie do kasy. Siedział w niej jakiś blondyn, który mierzył ją pełnym pożądania wzrokiem. Chrząknąłem znacząco, na co niechętnie zwrócił wzrok w moją stronę. Też nie miałem ochoty na niego patrzeć, ale lepiej ja niż Amy.
-Dwa normalne na "Stażystów" poproszę -powiedziałem z groźbą w głosie. Zmierzył mnie chłodnym spojrzeniem, po czym wydrukował nasze bilety i mi je podał.
-I jeszcze największy popcorn solony z dużą colą -rzuciła z uśmiechem blondynka.
-Z dwiema colami -dodałem, patrząc na nią rozczulony. Była taka piękna, szczera, z dobrym poczuciem humoru, idealna i na chwilę obecną tylko moja, choć nie miałem prawa jej tak nazwać.
-Mam coś na twarzy? -zapytała uroczo.
Jak to możliwe, że ona nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo mi się podoba? 
Zignorowałem jej pytanie, zapłaciłem, wziąłem jeden napój i popcorn w dłonie, zostawiając jej colę i bilety do wzięcia.

***

-Ten film był zajebisty! -krzyknąłem, wychodząc z sali, a Amy uciszyła mnie wzrokiem. No tak, reporterzy. Zachichotała cicho, widząc moje zakłopotanie i mijając mnie, ruszyła przed siebie.
-Gdzie idziesz? -zapytałem zdziwiony.
-Duża cola -odpowiedziała na tyle cicho, że musiałem wyczytać to z ruchu jej warg i poszła do toalety. Usiadłem na fotelu w poczekalni i wyciągnąłem telefon z kieszenie. Nieodebrane połączenie od Harry'ego. Nie miałem siły z nim rozmawiać. Od tygodnia unikałem tej konfrontacji. Wiedziałem, że jeśli mu powiem, by odczepił się od Amy, stanie się bardziej nachalny, a obiecałem jej, że będę go trzymać z daleka od niej. Zawsze mogę powiedzieć mu, co czuje, ale wątpię, by to go powstrzymało.
-Gotowa -powiedziała blondynka, stając nade mną. Chyba dostrzegła skonsternowanie malujące się na mojej twarzy, bo od razu spoważniała.
-Co jest? -zapytała, kucając przede mną i kładąc dłonie na moich kolanach, zaglądając mi w oczy.
-Po prostu to dla mnie trudne. On jest moim przyjacielem i boję się, że tego siniaka masz przez niego. Nie wiem, czemu mam go trzymać z dala od ciebie, ale od tygodnia go unikam. Chcę najpierw poznać twoją wersje wydarzeń, ale ty nie chcesz mi nic powiedzieć -wyrzuciłem z siebie, a ona spojrzała na mnie smutno.

Doskonale wiedziała, o kogo mi chodzi.
-Przepraszam, nie wiedziałam, że tak to przeżywasz -odpowiedziała, patrząc w ziemię. -Nie przejmuj się mną, zadzwoń do niego. Wszystko jest w porządku, Louis. Nie martw się.
Podniosłem lekko jej podbródek, ale nie moglem wyczytać z jej oczu żadnych emocji. Po chwili uśmiechnęła się, podniosła lekko, wyciągając ręce w moją stronę i pomogła mi wstać. Owinąłem ja szczelnie ramionami, a ona oplotła mnie w pasie.
-Będziemy mieli z dzisiaj dużo zdjęć -rzuciła z uśmiechem.
-Oprawie je sobie w ramkę- zażartowałem, a ona parsknęła śmiechem.
Brakowało mi tego.



A więc cześć miśki! 
Jeju, tak bardzo przepraszam was za to, że rozdział przez miesiąc się nie pojawił... Jezu, to straszne xd Przepraszam, ale szkoła mnie wykańcza. W dodatku dostałam się do sekcji lekkoatletycznej, zaczęłam chodzić do terapeuty i w dodatku jeszcze muszę wyciągać oceny, co równa się z brakiem czasu, co jest równie równe z tym, że nie mam okazji pisać, gdyż nawet nie mam czasu dla siebie. Jeju, tęsknie za wami. Proszę, skomentujcie ten rozdział, to naprawdę ważne. Nie mam pojęcia, czy ten blog ma dalej sens istnieć bez was, bo was tu najbardziej brakuje... Nie wiem co robić. Liczę na to, że jednak pokażecie się że jesteście... Kochamy was obie, tak samo mocno, na tyle by tęsknić za poszczególnymi z was. Dziękujemy za wszystko co dla nas zrobiłyście, to ważne. Zapraszam na mój profil wattpad i proszę o komentarze, bo każdy się liczy:) 
Kocham i tęsknie, naprawdę mocno. 
 Wasza na zawsze, 
Emily x


Hej hej!
Zdradzę wam, że jest to jeden z moich ulubionych rozdziałów. Jest taki beztroski, a przy najmniej perspektywy pisane z mojej strony. Bardzo mi szkoda naszych bohaterów, bo jeszcze nie wiedzą, co dla nich przygotowałyśmy.... Ale lepiej już się zamknę, by nie zdradzić wam za dużo!
Kocham was maluszki, 
Amy xoxo

2 komentarze:

  1. Cudowny, mam male marzenie, by Amy i Hazz byli razem. Ale to nic waznego, dont worry (:

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny, warto czekać na każdy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń